Kim Holden... Promyczek... Uznałam tę książkę jako dodatek
do zamówienia, które robiłam już jakiś czas temu. Jak to ja, dodaję zawsze
jakąś luźną książkę do sterty tych, które chcę przeczytać i które są z
założenia z gatunku tych poważniejszych. I właśnie za taką luźną,
niezobowiązującą lekturę miał uchodzić Promyczek.
To historia Kate, którą poznajemy jako dziewczynę
rozpoczynającą studia w Minnesocie - innym i znacznie chłodniejszym stanie od
Kalifornii, w której mieszkała od dzieciństwa. W swoim życiu przeszła już wiele
- brak ojca, śmierć matki i ukochanej siostry, a dodatkowo pierwsza trasa
koncertowa jej najlepszego przyjaciela i największego wsparcia... Wyjazd do
collegu w zupełnie inne miejsce spokojnie więc można traktować jako odskocznię.
Kate, mimo wielu problemów, nie zamyka się jednak w sobie. W nowym miejscu
szybko znajduje pracę oraz grono przyjaciół i zajmując się nimi, stara się sama
zapomnieć o własnych problemach.
Z Promyczkiem już od samego początku miałam problem, a przez
to czytałam ją tak długo, bo jakoś od kwietnia lub maja. Na swoim Instagramie non
stop mówiłam, że jestem zdziwiona, jaki jest fenomen tej książki i dziwiłam się
każdemu, kto ją chwalił. Uwierzcie mi, że dla mnie pierwsza połowa książki
mogłaby nie istnieć. I nagle boom. Tak się wciągnęłam, że resztę przeczytałam
niemal od razu niecierpliwiąc się, nie mogąc doczekać lub tak bardzo bojąc się
kolejnych rewelacji, a ostatecznie otwarcie płacząc nad tym, jak życie potrafi
być niesprawiedliwe.
Choć wylałam milion łez przy zakończeniu, nie uważam tej
książki za pozycję wysokich lotów. To lekka, ale wartościowa lektura, z rodzaju
tych doskonałych na ciepłe, letnie dni. Fabuła była bardzo przewidywalna, a
samo zakończenie, choć tak łamiące serce, było takie, jakiego się spodziewałam.
Kim Holden niczym tutaj nie zaskoczyła, ale też nie zawiodła i ostatecznie
uratowała honor książce. Bo tak, pokochałam tę historię i chcę przeczytać
więcej i więcej... Szczególnie więcej o reszcie bohaterów. O Promyczku
dowiedziałam się wszystkiego, ale jest też Gus, Franco, Keller, Clayton... To
oni tworzą tę historię i ostatecznie kształtują Promyczka.
Kate, tytułowy Promyczek, to rodzaj bohaterki, z którą sama
w pewnym stopniu się utożsamiam. Może nie jestem tak towarzyska, otwarta i
bezpośrednia jak ona, ale zawsze służę pomocą i radą, a dobro innych stawiam
wyżej niż własne. Co dziwne więc, nie bardzo się z nią polubiłam. Całe
szczęście, Kate z pewnością nie jest tym rodzajem głównych bohaterów, którzy są
najbardziej irytujący w całej książce. Ale jest jakieś "ale". Jej
sposób wypowiadania się, a mianowicie zwracania do wszystkich, a szczególnie do
osób, których poznała po raz pierwszy... No bo kto z Was do osoby, z którą
zamieniliście dopiero co kilka słów, zwraca się per "młody" czy
"młoda"? W Promyczku właśnie to mnie denerwowało. Powiecie - mała
rzecz. Tutaj zaważyła niestety o wszystkim.
Za to jest najlepszy przyjaciel Gus... To postać, którą
uwielbiam i żałuję, że było o niej tak niewiele. Wschodząca gwiazda rocka,
uczuciowa i do bólu prawdziwa osoba, troskliwa, a zarazem taka, jakie lubię
najbardziej. To Gusowi zawdzięczam przebrnięcie przez pierwszą połowę
Promyczka.
Dalej było znacznie
lepiej, co potwierdzają tylko moje emocje podczas czytania. Czytelnik mógł
bliżej poznać również Kellera, bo nagle autorka postanowiła poprowadzić
narrację również z jego perspektywy. Z początku dziwiłam się temu zabiegowi (bo
dlaczego nie Gus?). Ostatecznie jednak faktycznie bez tego ta historia nie
byłaby w całości opowiedziana. Keller dopowiedział tutaj wiele. Ale z nim też
nie za bardzo się polubiłam. Nie urzekł mnie jak Gus, ale na szczęście nie
odrzucił. Moje uczucia do niego są po prostu neutralne.
W życiu Kate i Gusa muzyka grała ważną rolę. I o ile co do
Gusa nie mam co do tego wątpliwości - założył zespół, tworzył piosenki, grał na
gitarze i śpiewał. O tyle, co do Kate, nieco się zdziwiłam. Od początku autorka
nic wielkiego o tym nie wspominała. Był fragment o tym, że Promyczek gra na
skrzypcach, że śpiewa i również pisze piosenki. Ale moim zdaniem nie dało się
tego odczuć, jako rzeczy, która ma jedno z głównych miejsc w jej sercu. A
szkoda, bo podobno to muzyka jest tutaj kluczowym motywem. Do książki jest nawet
dołączona playlista - na szczęście pasuje idealnie. Kim Holden, masz naprawdę
dobry gust! Co więcej, na końcu książki, autorka do każdego tytułu dodała kilka
słów od siebie, a przez to jeszcze bardziej zarysowała i przybliżyła
czytelnikowi bohaterów.
Podsumowując, Promyczek to może być historia o każdym z nas.
To opowieść o dziewczynie, która doświadczyła w życiu wiele bólu i straty, ale
zachowała na twarzy uśmiech i ogromne serce do przyjaciół. Być może nie jest
doskonała od samego początku, ale w ostateczności, złamie Wam serce. To
opowieść o tym, ile znaczenia ma w życiu hobby, które staje się pasją.
Przynajmniej w przypadku Gusa. To
opowieść o tym, jak ważni są w życiu ludzie i że czasami warto się na nich
otworzyć. A przede wszystkim to dowód na to, że nawet lekka książka może nieść
ze sobą wiele treści i wartości. I że może być po prostu piękna.
★★★★☆
Kim Holden, Promyczek, Wyd, Filia, Poznań 2016, s. 586
Pamiętam ogromny BUM, który był na tę książkę. Prawdę powiedziawszy skutecznie mnie od niej odstraszył. Z doświadczenia wiem, że większość książek tak hucznie przez internety gloryfikowanych, koniec końców okazuje się średnia. Promyczek, jest też przedstawicielem gatunku, w którym nie do końca dobrze się czuję. Gdy pojawi się okazja, zapewne przeczytam, jednak wątpię by wydarzyło się to w niedalekiej przyszłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oraz zaczytanego dnia życzę!
dziewczyna z książkami
Powiem szczerze - myślałam tak samo, gdy pojawił się BUM na tę pozycję, w momencie jej kupna i będąc po przeczytaniu mniej więcej jej połowy. Po zakończeniu zmieniłam zdanie - przyjemna lektura, niosąca sporo aktualnych wartości. Nie jest to jednak książka wysokich lotów, ale czasami te lekkie warto też przeczytać. Osobiście polecam :)
Usuń