Czytając opis na obwolucie pozorny czytelnik może pomyśleć:
"nic specjalnego". Znając jednak styl Johna Greena, jest pewnym, że
"nic specjalnego" może być zarówno cudowną opowieścią, jak i historią
niosącą głębokie przesłanie. Jak było w przypadku Szukając Alaski?
Miles Halter to nastolatek, którego hobby jest
zapamiętywanie ostatnich słów ludzi. Jednym z jego ulubionych są słowa Francoisa Rabelaisa "Udaję
się na poszukiwanie Wielkiego Być Może" i właśnie z tą myślą chłopak
przenosi się do Culver Creek, szkoły z internatem. Tam poznaje swojego współlokatora
Pułkownika, Larę, Takumiego i tytułową Alaskę Young - dziewczynę owianą tajemnicami.
Jak zwykle, Green tworzy bardzo oryginalnych i kompletnych
bohaterów. Każdy z nich jest jednak całkowicie inny. Pułkownik to chociażby
chłopak, który uwielbia matematykę, zna na pamięć stolice wszystkich państw
świata, a w dodatku ma tylko 150 cm wzrostu, które z powodzeniem nadrabia swoim
charakterem. Lara ma uroczy rumuński akcent. Takumi to świetny kumpel, który
pragnie rozwiązać wszystkie tajemnice i niewyjaśnione sprawy w internacie. Miles
lub, jak wolicie, Klucha próbuje rozgryźć tajemnice Alaski. A w końcu i sama
Alaska. Dziewczyna, która w swoim pokoju trzyma stosy książek kupionych na
garażowych wyprzedażach i która pali papierosy nie dla samego palenia czy ich smaku,
ale "po to by umrzeć". Razem tworzą paczkę dość specyficznych, ale
jestem przekonana, że prawdziwych przyjaciół. Jak w każdej książce Greena, to
oni są tutaj fundamentem i całą konstrukcją fabuły i akcji.
Jest to pierwsza
książka, którą najpierw czytałam po angielsku i pierwsza, która jednak bardziej
spodobała mi się w tłumaczeniu niż w oryginale. Dziwne. Osobiste. Ale chyba
taki jest cały John Green i jego styl.
Co najbardziej mi się spodobało w Szukając Alaski już w
momencie, gdy czytałam ją w oryginale, to "tytuły" rozdziałów. Mamy
więc tutaj na przykład rozdziały zatytułowane "72 dni PRZED", "36 dni PRZED", "OSTATNI dzień", które dążą do punktu kulminacyjnego oraz rozdziały "3 dni PO" czy "122 dni PO". Od początku nie wiadomo jednak o co dokładnie chodzi, John Green trzyma
czytelnika w niepewności aż do samego końca.
Za każdym razem podziwiam go również za niezliczone
odniesienia do dzieł literackich - prawdziwych lub wymyślonych. Dzięki temu,
jak przystało na prawdziwego czytelnika, mogę bardziej utożsamić się lub po
prostu polubić bohaterów. W Szukając Alaski takich odniesień jest mnóstwo.
Najważniejszym dziełem jest tutaj Generał w labiryncie Garcii Marqueza. Co
więcej, tym zabiegiem Green zachęca do czytania innych dzieł literackich oraz w
prostu sposób pokazuje jak ważna jest literatura w naszym życiu.
Szukając Alaski nie jest jednak tylko historią o grupie
przyjaciół. Ona naprawdę niesie głębsze przesłanie. To opowieść o próbie
odnalezienia samego siebie. To zetknięcie się z głębszymi problemami, jak biedą
i brakiem pieniędzy, przemocą i brakiem zrozumienia oraz możliwości znalezienia
pozytywów nawet w najgorszych sytuacjach. John Green pokazał również moc
tajemnicy - jak może ciekawić inne osoby, przyciągać do siebie, ale jak koniec
końców może nas samych zniszczyć. Tym sposobem powoduje, że jego książki nie
muszą być skierowane tylko do młodzieży, ale do dorosłych czytelników także.
Szukając Alaski poruszyło mnie bardziej niż za pierwszym
razem. Być może dlatego, że wtedy skupiałam się bardziej na obcych słówkach, a
teraz za to na samych bohaterach. Podejrzewam jednak, że gdybym czytała ja po
raz trzeci - ruszyłaby mnie ona jeszcze bardziej. I tak za każdym razem...
Jeśli znajdzie się ktoś z Was, kto Greena nie czytał, natychmiast niech biegnie
po jakąkolwiek jego książkę. Może historie jego autorstwa nie należą do tych z
pędzącą akcją, ale spokojnie. I bez tego będziecie je czytać z zapartym tchem i
wypiekami na policzkach.
★★★★★
John Green, Szukając Alaski, Bukowy Las, Wrocław 2013, s. 315
John Green jest znanym mi autorem :) Póki co, czytałam "Gwiazd naszych wina" oraz "W śnieżną noc" :) "Szukając Alaski" jakoś średnio mnie zachęciło.
OdpowiedzUsuńPortrety bohaterów są ważne w książkach.
A książki wzbudzające emocje przyciągają czytelników.
Opis na okładce faktycznie nie zachęca :) Ale napiszę szczerze, że gdybym miała wybierać to wolę "Szukając Alaski" od "Gwiazd naszych wina", choć to nieco inne tematycznie powieści. A jeśli nie wolę, to na pewno stoją one na tym samym poziomie, więc polecam przeczytać :)
UsuńKsiążkę tę czytałam dobrych kilka lat temu. Średnio przypadła mi do gustu. Jeśli chodzi o Greena, to nie sięgam już po jego książki. W okresie gimnazjum czytałam je jednak wręcz z namiętnością, prawda. Ulubioną pozycją o ile dobrze pamiętam były "Papierowe miasta". Ich morał chyba najbardziej trafił do mojej młodszej wersji z przeszłości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, dziewczyna z książkami
Ja niestety Greena poznałam nieco później i właśnie głównie ze względu na styl go pokochałam. Każdy ma jednak swoje gusta, a o tym się przecież nie dyskutuje :) Pozdrawiam! :)
Usuń