środa, 21 lutego 2018

197. Timothy D. Walker - Fińskie dzieci uczą się najlepiej


Fińskie dzieci uczą się najlepiej zauważyłam w listopadzie zupełnie przypadkiem podczas poszukiwania innej książki na temat Finlandii. Już wtedy wiedziałam, że i ta trafi do mnie niebawem. Jestem miłośniczką tego zimnego kraju na północy Europy, więc już miesiąc później lektura znalazła się w moich rękach, by zostać niemal od razu przeczytaną.

System edukacji w Finlandii stawia grono osób (nie tylko miłośników tego nordyckiego kraju czy zainteresowanych edukacją ogółem) pod niemałym wrażeniem. O nauce tam, szkołach i systemie zdążyłam już nieco poczytać, ale głównie były to opinie osób, które w Finlandii uczą się lub uczyły, w dodatku opinie rodowitych Finów. Ucieszyłam się więc, gdy zorientowałam się, że w tym wypadku autorem książki nie jest Fin, ani nikt z tym krajem wcześniej związany. Timothy D. Walker to Amerykanin, który nauczał w amerykańskiej szkole i po kilku latach do Finlandii się z żoną po prostu przeprowadził.

Książka podzielona jest na pięć rozdziałów: Dobre samopoczucie, Wsparcie, Samodzielność, Umiejętności oraz Sposób myślenia, które łączą się w spójną całość lub właściwie zlewają w jedno. Podział na rozdziały i podrozdziały moim zdaniem miał na celu jedynie pozorne uporządkowanie całej lektury oraz być może sprawił, że szybciej się ją czytało. 

Po kilkudziesięciu stronach nie miałam już złudzeń. Fińskie dzieci uczą się najlepiej nie do końca są tym, na co wskazuje czytelnikowi tytuł. Ta książka zawiera w sobie bardzo niewiele podstawowych faktów o fińskim systemie edukacji (gdzie ja miałam nadzieję, że będzie jego wnikliwym opisem). Tak naprawdę nie zawiera nawet małego ułamka tego, co można by było o nim napisać lub chociaż słowa wstępu, by niezorientowany czytelnik mógł wiedzieć, o czym w ogóle będzie czytał. Całość nazwałabym raczej zbiorem porad dla początkującego nauczyciela, który nie do końca wie, jak ugryźć temat nauczania i jest na tyle nieporadny, by samemu sobie poradzić jak zaciekawić i przekonać do siebie młodzież (btw. współczuję takiego nauczyciela). Ostatecznie więc - co jest najgorsze -  to poradnik dla osoby, która powinna go trzymać jak najdalej od siebie.

Timothy D. Walker dał się poznać jako nauczyciel, umówmy się, dość nudny (takim mianem z pewnością określiliby go uczniowie) - trzyma się sztywno planu lekcji i nie akceptuje czegokolwiek, co by wychodziło poza zaplanowane sobie wcześniej ramy. Choć zaprzecza temu, ostatecznie wychodzi na osobę, dla której młodzież powinna tępić w sobie wszelkie przejawy kreatywności - jest niechętnie nastawiony do jakichkolwiek pomysłów, które wyszły ze strony uczniów, bo przecież jak to tak? To niszczy cały jego plan zajęć, przy tym trzeba by było się nieco bardziej napracować. Tak nauczyciel ów postępował w Ameryce i tak nadal niestety postępuje w Finlandii (a srodze temu zaprzecza, starając się kreować na kogoś innego).

Wszelkie "rady" autora traktowałabym więc nieco z przymrużeniem oka. Można trzymać się jego pomysłów lub raczej samego zarysu pomysłu, ale niekoniecznie wprowadzać w życie wszystko, co Walker nam w książce zaproponuje. Ponadto powinno pamiętać się, że sam pomysł nie sprawi, że uczniowie pokochają szkołę, a wyniki nauczania w polskich szkołach się podwyższą. Tak dobre wyniki nauczania w Finlandii nie są przecież zasługą jedynie nauczycieli, uczniowie również nie są tam inni. Składa się na to przede wszystkim zupełnie inny system edukacji, który różni się od polskiego na wielu płaszczyznach (i o tym przede wszystkim powinna traktować ta książka choć w małym stopniu).

Fińskie dzieci uczą się najlepiej mimo całej tej krytyki czytało się szybko. Generalnie jest ona dobrze skonstruowana, a sam autor miał na nią pomysł i plan, który w większym stopniu zrealizował. W moim odczuciu nie jest ona jednak tym, czym zakładałam, że będzie oraz tym, co mówił sam tytuł. Zdaję sobie z tego sprawę, że być może odebrałam ją tak źle, bo nastawiłam się na coś zupełnie innego. Ale jestem pewna, że gdyby autor choć nadmienił czytelnikowi, że dobre wyniki w nauce Finów to przede wszystkim inny system edukacji, a nie jedynie inne podejście nauczyciela czy samego ucznia do nauki, odebrałabym ją w zupełnie inny sposób. Dostałam za to poradnik, który niekoniecznie powinien być skierowany do nauczyciela oraz książkę, w której brak rzetelnych faktów i głębszej analizy systemu, który się faktycznie sprawdził. 

★★★☆☆

piątek, 16 lutego 2018

196. Mateusz Skrzyński - Pięść, Skowyt oraz Głodujące Psy


Nie ukrywam, że poezja jest mi bliska. Sama mam za sobą dość sporo napisanych wierszy, a ich czytanie sprawa mi nie lada przyjemność. Z tego też powodu ogromnie się ucieszyłam, gdy dostałam możliwość przeczytania Pięści, Skowytu oraz Głodujących Psów. Okładka tylko przypieczętowała moją chęć na zapoznanie się z tą pozycją - naprawdę pasuje do zawartości. W dodatku, już następnego dnia tomik znalazł się w mojej skrzynce pocztowej (Poczta Polska naprawdę potrafi zadziwić).

Pięść, Skowyt oraz Głodujące Psy jest debiutanckim tomikiem poezji Mateusza Skrzyńskiego. Liczy on sobie zaledwie nieco ponad sto stron i jest podzielony na trzy, tytułowe część - Pięść, Skowyt i Głodujące Psy. Zdecydowanie to ta ostania mi spodobała się najbardziej.

Wiersze Skrzyńskiego tylko z pozoru są kontrowersyjne. Pod przykrywką alkoholu, seksu i całej "ciemnej strony świata", ujawnia się nam codzienność niemal każdego, a jej już kontrowersyjną nazwać nie można. Nie będę mówiła, że są tu wiersze lepsze lub gorsze, bo to nie o to chodzi. Są takie, które skradły moje serce i czułam, jakby mówiły o moich doświadczeniach i uczuciach, ale znalazły się i takie, o których nie potrafię powiedzieć nic, oprócz tego, że były. Białe, żółte i czarne harpie, Krótki smutny wiersz oraz Zwierzę są tymi, do których już zdążyłam kilka razy wrócić.

Dodatkowym atutem, moim zdaniem, można tutaj uznać wielokrotne nawiązania do samego autora. Już od początku można było się domyślać, że pisząc o życiu i ludziach, pisze o sobie i własnych doświadczeniach. Na potwierdzenie tego jawi się Krótki smutny wiersz, w którym pojawia się chłopiec o nazwisku "skrzyński", o którym autor wspomina w trzeciej osobie (gdy cały czas mamy do czynienia z pisaniem w pierwszej). No, majstersztyk.

Pięść, Skowyt oraz Głodujące Psy na pozór są zbiorem bardzo prostej współczesnej poezji, ale w tej prostocie jawi się prawda i jakiś urok, który do mnie trafia. Wydawać by się mogło, że w tych 110 stronach nie można zawrzeć zbyt wiele, więc sam tomik można pochłonąć w jeden wieczór. Ja poświeciłam mu kilka dni, by dokładnie przemyśleć to, co czytam i Wam również ten sposób polecam.

Jedyne, czego tutaj mi ewidentnie brakowało, to chociaż króciutka notka od samego autora. Można uznać, że zawartość powie nam wszystko (a poza tym Mateusz Skrzyński troszkę o tym na swojej stronie napisał), ale jednak moim zdaniem dobrze byłoby dostać taką notkę już w tomiku - na samym początku, przed zabraniem się za właściwą treść.

Poezja jest takim specyficznym tworem, na który nie ma ustalonej reguły czy zasad. Sam autor w Internecie przyznaje, że czytając jego wiersze, odbiorca nie będzie miał problemów z interpretacją. I faktycznie, przez swoją prozatorskość można tak powiedzieć. Ale moim zdaniem poezję każdy odbiera po swojemu. Do każdego trafia co innego, każdy to samo zdanie rozumie zupełnie inaczej, więc jeśli tylko potrafi czytać ze zrozumieniem, to Pięść, Skowyt oraz Głodujące Psy do niego trafi. A prócz tego może wywrzeć dość spore wrażenie, jak to było w moim przypadku.


Za możliwość przeczytania tomiku serdecznie dziękuję autorowi, Mateuszowi Skrzyńskiemu.

niedziela, 4 lutego 2018

195. Podsumowanie stycznia


Z kilkudniowym opóźnieniem przychodzę do Was z podsumowaniem stycznia.

Stary rok zakończyłam i rozpoczęłam nowy z ogromną fazą na Nocnych Łowców. Po obejrzeniu dwóch sezonów Shadowhunters naszła mnie ochota na powrócenie i przypomnienie sobie zarazem Darów Anioła. Zamówiłam więc od razu wszystkie sześć tomów, a w międzyczasie, wypełniając sobie czas potrzebny na dojście paczki, przeczytałam Opowieści z Akademii Nocnych Łowców, które ani trochę mnie nie zawiodły, mimo moich obaw, gdy zorientowałam się, że opowiadają one w głównej mierze o przygodach Simona w Akademii Nocnych Łowców. Na szczęście w książce znalazło się miejsce na bohaterów z Darów Anioła.

Następnie zapoznałam się z książką, której tytuł w żadnym stopniu nie odzwierciedla zawartości. Właśnie tym rozczarowały mnie Fińskie dzieci uczą się najlepiej, o których opinia czeka na opublikowanie. 

Pochłonęłam również Miasto kości i tak - decyzja o zakupie wszystkich tomów była jak najbardziej prawidłowa. Raczej o tej książce nic tutaj nie napiszę, ale kto wie - może pojawi się coś o całej serii, gdy już ją ponownie przeczytam.

A na zakończenie poznałam coś, co już teraz mogę spokojnie określić mianem jednej z najlepszych przeczytanych przeze mnie książek w całym 2018 roku, a może i życiu. Powiedz wilkom, że jestem w domu mnie złamało, roztrzaskało moje serce na kawałeczki, zlepiło je ponownie, a następnie znów rozbiło. Nadal muszę zebrać myśli, by coś o niej więcej napisać. 

A jak się przedstawiał Wasz styczeń?