niedziela, 30 kwietnia 2017

166. Natalia Kołaczek - I cóż, że o Szwecji


To, że kraje Północy są od kilku lat moim głównym punktem zainteresowań podróżniczych, kulturalnych, kulinarnych i nie tylko, wiadomo już od dawna. Przez cały czas jednak ukierunkowana byłam na Finlandię. Ostatnio postanowiłam dać szansę innym państwom i coraz bardziej się do nich przekonuję. Z tego też powodu, zakupiłam I cóż, że o Szwecji.

Pozycja ta jest bardzo cienką lekturą i jednocześnie skarbnicą najważniejszej i najbardziej podstawowej wiedzy właśnie o Szwecji i Szwedach. Autorka zebrała ogrom informacji oraz badań, które dokładnie zanalizowała i przedstawiła czytelnikowi w łatwy i przystępny sposób. Choć książka ma podział na tematyczne rozdziały, to jednak ja odniosłam wrażenie, że właśnie przez tą mnogość informacji, troszeczkę można się w nich pogubić. Tym sposobem, jest na przykład rozdział o kuchni, w którym pisarka potrafiła przejść od alkoholi do tematu o bardzo popularnych w Szwecji ziemniakach. Zrobiła to co prawda w bardzo zgrabny i naturalny sposób, ale zabieg ten notorycznie się powtarzał i naprawdę momentami sama się w tym gubiłam. Już zwłaszcza, gdy przytaczane były badania i dane statystyczne.

Dla mnie, osoby, która ma za sobą jedną książkę na temat Szwecji, a rzadko czyta w Internecie coś więcej o tym kraju, wiele informacji było nowych i ciekawych, ale o wielu już słyszałam i czytałam – głównie o tych cechach, które z łatwością przypisać można każdemu z krajów Północy i jego mieszkańców. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie będzie to książka dobra dla osoby, która Szwecję uwielbia i doskonale zna. Wszystko, co zawarte w książce, jest skierowane raczej dla „nowicjuszy”. W dodatku tak  duża ilość wiadomości jest traktowana raczej pobieżnie i nie do końca zgłębiana.

Mi jednak bardzo przypadł styl pisania Natalii Kołaczek. I cóż, że o Szwecji można nawet traktować jako rozprawę naukową i z tym poradziła sobie ona świetnie. Była lekka i świetnie mi się czytało ją w pociągu, gdy wracałam z pracy. W dodatku ta okładka! Aż miło popatrzeć na ten typowo szwedzki widok. No może prócz koloru desek domu, bo przecież nie jest to czerwień faluńska...

Dla mnie, I cóż, że o Szwecji było miłą i przyjemną, a także bardzo szybko przeczytaną książką. Żałuję też ogromnie, że tylko o Szwecji  została ona napisana. Chętnie przeczytałabym coś takiego chociażby o Norwegii czy Islandii. Polecam osobom zainteresowanym względnie od niedawna tym krajem. Dla osób, które na przykład były już w Szwecji, lektura ta może nie przynieść żadnych nowych informacji.


Natalia Kołaczek, I cóż, że o Szwecji, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2017, s. 243.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

165. Nowości w biblioteczce


Hej! Pewnie gdybym miała zebrać wszystkie nowości, które pojawiły się u mnie w ostatnim czasie, ten stos nie miałby końca. Ostatnio bardzo często kupowałam coś do swojej rosnącej kolekcji i sama już gubię się w kolejności, w której przybywały do mnie kolejne książki.

Niedawno jednak zrobiłam "wiosenne" zamówienie z bonito i przybyło do mnie 7 nowiutkich, pachnących świeżym drukiem lektur.

Jak to ja, nie obyło się bez "około skandynawskich" pozycji. Jestem bardzo ciekawa Życia po duńsku! Z tej serii mam już Skandynawski raj. O ludziach prawie idealnych, który okazał się dosłownie kopalnią wiedzy o krajach Północy, więc z tą książką wiążę nie małe nadzieje. I cóż, że o Szwecji okazało się pięknie wydaną książką z równie pięknymi zdjęciami. Już ją czytam i jak na razie nie mam co do niej żadnych "ale". Mitologię nordycką zobaczyłam przez przypadek w momencie składania zamówienia, przeczytałam więc o niej sporo opinii (zwłaszcza tych pochlebnych), a cena kusiła, więc i na nią się zdecydowałam. 

Sjefsowani to tematycznie książka pasująca do kierunku studiów, który wybrałam. Jest księgarnianą nowością i już przed jej premierą wiedziałam, że na pewno ją przeczytam. Na razie leży na półce, ale jak tylko uporam się z teraz już 11 książkami, które aktualnie czytam, zabiorę się i za nią.

On wrócił to pozycja, o której słyszałam już bardzo dawno temu. Przypomniałam sobie o niej, gdy wydawnictwo wab wydawało książki w edycji kolekcjonerskiej i bez zastanowienia i ją dodałam do aktualnego zamówienia.

13 powodów natomiast jest książką, o której teraz bardzo głośno przy okazji wyprodukowanego przez Netflix serialu. Ubolewam, że mam tę serialową okładkę, ale to przecież zawartość się liczy. Również teraz ją czytam, a gdy tylko skończę, pojawi się na blogu recenzja, także czekajcie!

Stosik kończę Złą krwią. Jestem bardzo ciekawa tej trylogii, ale na razie zamówiłam jedynie pierwszy tom. Jeśli mi się spodoba, z pewnością zaopatrzę się w dwa pozostałe.

Wy też postanowiliście zaopatrzyć się w coś nowego na wiosnę? A może to Zając Was czymś obdarował?

wtorek, 4 kwietnia 2017

164. Podsumowanie zimy


Hej! Od kilku dni gości u nas przeklęte słońce, które sprawia, że dni są coraz cieplejsze. Tak, wiosna nadeszła na dobre, a to oznacza, że czas w końcu schować czapkę i ciepłe szale do szafy, wyciągnąć trampki i spróbować zaakceptować pogodę. 

Postanowiłam podsumować więc cały okres zimowy. Choć niewątpliwie na blogu działo się bardzo mało, to jednak w moim życiu, nie tylko książkowym, sporo się wydarzyło. Ja jednak skupię się przede wszystkim na tej czytelniczej stronie.

Grudzień, styczeń, luty i marzec były bardzo intensywnymi miesiącami. Głównie zajmowałam się pracą i studiami, bo tak, zaczęłam w końcu pisać swój licencjat! Jestem z tego bardzo dumna, bo uwierzcie mi, z dnia na dzień coraz większym problemem stawało się dla mnie napisanie choć kilku stron. Nie jest to wina tematu, bo uwielbiam czytać, zajmować się szeroko pojętą reklamą internetową, blogami i decyzjami konsumenckimi, a skoro mogę tutaj pisać o czymś takim jak zakup książek, to po prostu bajka. Moją winą stało się więc lenistwo. Ujmę to wprost - wolałam po prostu czytać, oglądać seriale i spędzać czas w gronie najlepszych znajomych.

Z tego względu zimą przeczytałam naprawdę sporo (jak na mnie), bo aż 17 książek. Znalazły się tam obowiązkowe już u mnie pozycje o krajach Północy, jak Hygge. Klucz do szczęścia czy Nordicana. Za co kochamy Skandynawie, a także, napisana przez autorkę MuminkówCórka rzeźbiarza. Nie mogło zabraknąć obiecanej mi literatury anglojęzycznej - przeczytałam The Foxhole Court, w których to Lisach się zakochałam, a także milk and honey. Udało mi się przeczytać zalegającą od czerwca u mnie na półce dającą wiele do myślenia Historię pszczół (recenzja na pewno się wkrótce pojawi). Przeczytałam też kilka okołokryminalnych książek, thrillerów, czyli Biel Helsinek, która bardzo mi się spodobała, dwie książki o płatnych zabójcach (Numer Thomasa Berrymana oraz Spowiedź mordercy), a także młodzieżówkę o przygodach Lumikki autorstwa Salli Simukki. 

A skoro mowa o serialach (których też sporo teraz oglądam), to bardzo spodobały mi się Gilmore Girls. Nawiązuję więc tym do pewnie znanego Wam wyzwania czytelniczego Rory Gilmore. Nie uważam, bym brała w nim udział, ale książki z tej listy czytelniczej w głównej mierze są książkami, które od zawsze chciałam poznać. Tak więc mam więc za sobą Kruka, 451 stopni Fahrenheita, Opowieść miłosną, Dziwny przypadek psa nocną porą.

Po szczegóły zapraszam na moją listę przeczytanych książek w 2017 roku o tutaj.

Wiosna zapowiada się dla mnie dobrze, chociażby z jednego prostego faktu - czytam aktualnie 10 książek naraz. Nie jest to dla mnie nic dziwnego, bo nie jestem typem osoby, która potrafi czytać jedną książkę, skończyć ją i dopiero rozpocząć kolejną. Najchętniej chłonęłabym te wszystkie historie jednocześnie!

A jak Wam poszło zimą? Jak skończył się dla Was marzec? I jakie są Wasze plany na najbliższe miesiące?