poniedziałek, 31 sierpnia 2015

118. Sierpniowy Wrap Up & Wrześniowy TBR


Z sierpnia jestem tak dumna, że sobie nie wyobrażacie! Może to, co widnieje na zdjęciu wygląda marnie. Jednak mijającego miesiąca swoją uwagę skupiałam na e-bookach i takim sposobem udało mi się przeczytać aż 9 książek, w tym 10 jeszcze dzisiaj postaram się skończyć. Poznałam pierwszy tom serii Lux, czyli Obsydian. Skończyłam swoją przygodę z serią Oddechy. W końcu udało mi się przeczytać Sezon burz, który zalegał na mojej półce już od chwili wydania książki. Poznałam trzy wspaniałe opowiadania Edgara Allana Poe. Miastem niebiańskiego ognia zakończyłam swoja przygodę z Darami Anioła. I nareszcie wiem, co to jest ten znany i jednocześnie nieznany wszystkim Doktor Jekyll i pan Hyde.



Na wrzesień nie mam sporych planów, gdyż chcę skończyć jeszcze wszystkie książki, które zaplanowałam sobie na sierpień. Mianowicie, dzisiaj powinnam skończyć jeszcze ostatnią część The walking dead: Upadek Gubernatora, część II. A na półce czeka na mnie rozpoczęte Klucz oraz Każdego dnia. Wybrałam więc  sobie tylko 4 książki, które niedawno zakupiłam. Fangirl kusi mnie już od chwili wydania. Papierowe miasta pragnę przeczytać, zanim obejrzę film (tak, jeszcze tego nie zrobiłam!). Co, jeśli... to chęć zapoznania się z inną historią, która wyszła spod pióra pani Donovan. No i czy Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta nie ma najcudowniejszej okładki na świecie?!

Mam nadzieję, że moje plany chociaż po części uda mi się zrealizować. Wrzesień bowiem z pewnością będzie dla mnie bardzo trudny. Drugi rok akademicki i pierwszy zjazd, który mam już 19 września (o zgrozo, dlaczego tak wcześnie?), ciekawa oferta nowej pracy i pewne podsumowania swojego życia... Będzie ciekawie.

sobota, 22 sierpnia 2015

117. John Green, Maureen Johnson, Lauren Myracle - W śnieżną noc

Uwielbiam zimę. Uwielbiam opowieści o prawdziwej, pięknej miłości. Bardzo polubiłam styl Pana Greena i coraz bardziej przekonuję się do twórczości Pani Lauren. W śnieżną noc powinno więc być dla mnie idealne. Ale czy na pewno?

Książka mieści w sobie trzy krótkie, bo zaledwie około stustronicowe opowiadania. Ich akcja dzieje się w zasypanym śniegiem Gracetown lub w jego okolicach. 

Podróż wigilijna, Bożonarodzeniowy cud pomponowy oraz Święta patronka świnek opowiada o ludziach, których z pozoru nic nie łączy. Każde z tych opowiadań jest zupełnie inne, mówi o innej miłości między innymi ludźmi. Miło jednak czyta się zbiór opowiadań, które układają się w jedną, spójną całość. Bohaterowie jednej historii mijają się na ulicy z tymi z drugiej, wydarzenia natomiast przeplatają się między sobą. Niby coś trywialnego, a jednak cieszy mnie jako czytelnika.

Zawiodłam się jednak opowiadaniem Johna Greena (Bożonarodzeniowy cud pomponowy), które okazało się najsłabsze. Styl pisania był typowy dla "Zielonego", aczkolwiek wymyślność niektórych sytuacji pozostawiała mi spory niesmak. Wyszło nudno i nieciekawie, a szkoda, bo autora stać na coś, co może uchodzić za piękne.

Co prawda książkę czytałam latem, w dodatku w dni, kiedy do Polski przychodziły największe upały. Nie odczułam jednak klimatu świąt, czy chociaż zimy (czego się spodziewałam i czego oczekiwałam, poprzez zapewnienia i czytelników, i wnioskując z opisu na obwolucie), a już tym bardziej nie poczułam tutaj ani krzty prawdziwej miłości...

Podsumowując, nie polecam, ani nie odradzam tej pozycji. W śnieżną noc momentami bawi (jednak tylko momentami...). W większości książka jest nudna, ciągnie się i nie przypomina w niczym tego, co wydawca o niej napisał. Jak dla mnie - za bardzo wymyślona i mało prawdziwa. Myślę, że samemu trzeba ocenić, czy pozycja jest warta uwagi i poświęconego czasu.

Moja ocena: 5/10

John Green, Maureen Johnson, Lauren Myracle, W śnieżną noc, Bukowy Las, Wrocław 2014, s. 314

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU

wtorek, 18 sierpnia 2015

116. Colleen Hoover - Maybe someday

Po niezbyt udanym i przewidywalnym (przynajmniej według mojej opinii) Hopeless Colleen Hoover nie miałam ochoty sięgać już po żadną książkę tej autorki. Po innych dziełach spodziewałam się błahej, nudnej i mdłej opowiastki o rodzącej się wśród młodych ludzi miłości. Zawsze jednak powtarzałam sobie, że trzeba dawać ludziom, a już zwłaszcza pisarzom, kolejną szansę. Tak też, zupełnie nagle i przypadkowo do mojego koszyka w internetowej księgarni trafiło Maybe someday. Nie mogłam więc czekać, gdy kurier zapukał do moich drzwi i niemal od razu zabrałam się za czytanie tejże książki. Czy kolejne spotkanie z historią wychodzącą spod pióra pani Hoover było udane?

Maybe someday to historia dwojga ludzi mieszkających na przeciwko siebie. Sydney, przesiadująca na balkonie, mająca chłopaka, z którym pragnie spędzić resztę życia i wspaniałą współlokatorkę, a jednocześnie najlepszą przyjaciółkę. Oraz Rigde, młody gitarzysta, którego utwory niosą się po całym osiedlu, trafiają również do ucha Sydney. Czy tych dwoje połączy jedynie muzyka i godziny spędzone na balkonach znajdujących się dokładnie naprzeciwko? Co kryje Rigde, którego utwory bez tekstów zdają się być najpiękniejsze na świecie? A także, co spowoduje, że Sydney zobaczy u chłopaka wyciągniętą, pomocną dłoń?

Po opisie książki zapewne każdy z Was, czytelników myśli jedno - to samo, co napisałam o dziełach autorki kilka zdań wyżej i co zniechęcało mnie do sięgnięcia po jej kolejne książki. Nie bójcie się jednak, bo Maybe someday, ku mojemu ogromnego zaskoczeniu i uciesze, jest zupełnie inna.

Brakuje mi słów, jakimi powinnam opisać inność, wyjątkowość i cudowność tej książki, a tak naprawdę tej historii. Sydney i Rigde są takimi typowymi bohaterami - ona młoda i piękna, choć uważa siebie za przeciętną dziewczynę, a on przystojny, zabawny i opiekuńczy. Obydwoje więc mają się ku sobie. Jednak to, co zrobiła autorka, a mianowicie opis sytuacji i miejsca, w jakich usadziła bohaterów, zdają się być najpiękniejszym zabiegiem, na jaki mogła sobie pozwolić. Tragiczna historia Rigde'a i niemiłe doświadczenia Sydney dodają jedynie pewnego uroku (o ile tak można to nazwać) książce.

Muszę też wspomnieć o soundtracku, jaki powstał do Maybe someday. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim i jestem niesamowicie zadowolona. Koniecznie więc czytajcie to dzieło, wsłuchując się w Hold on to you, I'm in trouble czy wreszcie tytułowe Maybe someday Griffina Petersona. Te piosenki są nie tyle co piękne, rytmiczne. To one same piszą tę historię, opowiadają o niej, a Ty czytelniku masz wrażenie, jakbyś słuchał dźwięków wydawanych przez Ridge'a i słów pisanych ręką Sydney.

Bezapelacyjnie polecam każdemu. Nie możecie przejść obok tej książki obojętnie!

Moja ocena: 10/10

Colleen Hoover, Maybe someday, Otwarte, Kraków 2015, s. 440.

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU

sobota, 8 sierpnia 2015

115. Lauren Oliver - [delirium. opowiadania]

Długo wyczekiwałam premiery [delirium opowiadania] w Polsce. Było dla mnie jasne, że gdy tylko książka ukaże się w księgarniach, będzie musiała znaleźć się też na mojej półce. A że akurat jej premiera wypadała w moje urodziny, więc czemu nie zrobić sobie tak miłego prezentu?

Czytając tę krótką, bo zaledwie dwustustronicową książeczkę, można poznać nieznane dotąd losy Annabel, Raven, Hany i Aleksa. Przenoszą nas one w świat krypt, w świat regulowany przez władzę, która tępi wszelkie oznaki delirii, ale również do miejsca, w którym żyją odmienni. Dają one nieco inne światło na wydarzenia dziejące się w trylogii [delirium], a także na co po niektóre zachowania i decyzje bohaterów. W końcu stają się one zrozumiałe, bo kończąc [requiem], ma się wiele pytań i, niestety, żadnej odpowiedzi. 

Każde z opowiadań ma około pięćdziesięciu stron. Według mnie to zbyt mało, by zaspokoić ciekawość czytelnika - fanatyka trylogii. Dobrze jednak, że Lauren Oliver nie poprzestała na napisaniu trzech części, a zdecydowała się dać nam dodatek w formie tej książki. Nie przepadam się za takimi sequelami czy prequelami, bo zwykle są one słabe. Ten jednak trzyma poziom nadany w poprzednich tomach. Jest napisany równie cudownym stylem, z którego można wyciągnąć mnóstwo cytatów i prawd dotyczących nie tylko miłości, ale i samego życia.

Książkę pochłonęłam właściwie w jedno po południe. Cieszę się więc, że tak szybko udało mi się ją przeczytać, ale żałuję też, że to już naprawdę koniec i więcej o tym świecie nowego zapewne nie przeczytam. Jeśli jednak będę chciała do niego powrócić, na pewno najpierw chwycę po te opowiadania, aniżeli po całą trylogię.

Lauren Oliver i tym razem nie pozostawia złudzeń - pisarka ma naprawdę ogromny talent pisania o miłości, poświęceniu i cierpieniu w świecie, w którym najpiękniejsze uczucie traktowane jest jako chorobę. [delirium opowiadania] pozostaje więc wspaniałym uzupełnieniem trylogii i miłym powrotem do świata, jaki wykreowała autorka. Jednak dla osób, które nigdy nie chwyciły po tę serię, wątki mogą stać się nieco niezrozumiałe, a bohaterowie nieznani.

Lauren Oliver, [delirium opowiadania], Otwarte, Kraków 2015, s. 194

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU (1,5 cm)

sobota, 1 sierpnia 2015

114. Lipcowy Wrap Up & TBR na sierpień

Witajcie! W licpu było mnie tutaj malutko, ale zrozumcie - miałam urlop, spędziłam go w górach (<3) i chciałam maksymalnie poświęcić swój wolny czas rodzinie, chłopakowi i przyjaciółce. No i oczywiście czytaniu. Jestem z siebie dumna! 


Udało przeczytać mi się 6 książek. Maybe Someday zdecydowanie mnie rozwaliło i długo nie mogłam się pozbierać po tej historii. Jest cudowna i kompletnie inna od Hopeless. Autorka zrobiła kawał dobrej roboty. Love, Rosie z kolei była tak przesłodka i tak prawdziwa. Nie wiem, czy film, czy książka była lepsza, bo każde z nich jest kompletnie różne. Ekranizacja należy do moich ulubionych, a do książki chętnie w przyszłości powrócę. Cztery oraz [delirium. opowiadania] po prostu były, Podobała mi się i jedna i druga, chociaż żadna z nich nie wniosła za wiele do mojego życia. Z kolei Byliśmy łgarzami to po prostu jedna wielka klapa. Nie wiem, czy tylko mnie ta historia nudziła i nie przypadła do gustu, czy może to nie czas, bym czytała takie książki. Spodziewałam się czegoś innego, ale nie oczekiwałam za wiele. Nie dostałam zupełnie nic.

Zrealizowałam więc ponad połowę moich planów na lipiec. Zostało Oddychając z trudem i Miasto niebiańskiego ognia. Obydwie książki kończę, niestety nie wyrobiłam się, by dodać ich do tego podsumowania. Mam również Alicję i lustro zombi, którą zaraz będę czytać, gdyż goni mnie termin w bibliotece.


A jakie plany na sierpień? 


Środkowe książki to te, które zaczęłam czytać, a nie skończyłam. Z Biorąc oddech chcę skończyć serię Oddechy, a Każdego dnia kupiłam spontanicznie na wakacjach w Karpaczu i wprost nie mogę się doczekać tej książki, bo po kilku pierwszych stronach zapowiada się naprawdę świetnie.


Dzisiaj zrobiłam sobie trzy nowe zakładki do książek i tak mi się podoba efekt końcowy, że po prostu muszę się Wam pochwalić!



Koniecznie dajcie znać, jak udał Wam się lipiec!