sobota, 28 lipca 2018

219. Gabriel Tallent - Moja najdroższa


Moja najdroższa jest kontrowersyjną książką obok której nie mogłam przejść obojętnie.

Turtle wychowywana jest w rozwalającym się domu u boku ojca, który się nad nią znęca fizycznie i psychicznie. Nie radzi sobie w szkole, nie ma przyjaciół, a jedyną osobą, której ufa jest jej oprawca. Ojciec Turtle miłością do córki usprawiedliwia wszystko – jego znęcanie się, gwałcenie jej, szokujące wychowanie. Czy dziewczynka zda sobie sprawę z faktu, że nie tak powinno wyglądać jej życie, że nie tak powinien wyglądać jej dom, a ojciec nie ma  w sobie nic z kochającego rodzica?

Początkowe zachwyty nad książką Gabriela Tallenta przykryte zostały powątpiewaniem, czy autor specjalnie nie chwycił za temat, który się po prostu sprzeda. Ja mogę Was zapewnić, że tak nie jest. Oczywiście temat przemocy seksualnej rodzica nad dzieckiem jest kontrowersyjny i szokujący, a książek go poruszających na rynku znajdziecie od liku. Autor nie stworzył jednak byle jakiego dzieła. Opisał walkę dziecka o życie, opisał ojca-kata, który sam doświadczył trudnego dzieciństwa, opisał miłość dziadka do wnuczki przykrytą alkoholem i potępianiem syna. I wszystko to zawarł w książce, która jest zdecydowanie za krótka, by czytelnik mógł odpocząć od rewelacji. W Mojej najdroższej bowiem nie jest potrzebna jakakolwiek akcja (która z początku powolna, ostatecznie pędzi w zastraszającym tempie, by następnie znów zwolnić). Tutaj szok jest napędem, który sprawia, że opowieść tę się po prostu połyka.

Powieść ta jest istnym ładunkiem emocjonalnym. W jednej chwili doświadczycie uczucia obrzydzenia, szoku, ciekawości, wzruszenia, współczucia i miłości. Autor dokładnie wiedział, za jakie sznurki pociągnąć w umyśle czytelnika, by książkę czytać z szeroko otwartymi od szoku oczami i ustami. Ale książka nie składa się tylko z dokładnych opisów przemocy domowej, czy samego obrazu nastolatki, której zachowanie bardzo odbiega od tego „prawidłowego”. Moja najdroższa to obraz niezwykle surowej Kalifornii i natury, która jest bardzo szczególna w życiu i odbiorze osobowości Turtle.

Książka Gabriela Tallenta sprawi, że po zakończeniu w ciszy zamknięcie ją na kolanach i nie będziecie wiedzieli, co zrobić. Autor zaserwuje Wam wywrócenie żołądka o 180 stopni w trakcie czytania oraz porządnego kaca czytelniczego już po lekturze. To powieść, którą zapamiętacie.

★★★★★

środa, 18 lipca 2018

218. J. A. Redmerski - Zabić Sarai


Swego czasu tematyka płatnych morderców bardzo mnie interesowała. Masowo oglądałam filmy, seriale i szukałam książek na ich temat. Ostatnio w moje ręce wpadło Zabić Sarai i uznałam, że to lektura, której po prostu nie mogę pominąć. 

Sarai od kilku lat mieszka u przestępcy w nieznanym miejscu w Meksyku. Marzy o powrocie do domu, do Stanów Zjednoczonych i rozpoczęciu normalnego życia, które jej niegdyś odebrano. Pewnego dnia do jej właściciela przyjeżdża płatny morderca, Victor. Sarai stawia więc wszystko na jedną kartę i uznając go za swoją jedyną szansę na nowe życie, wsiada do jego samochodu i ucieka.

Zabić Sarai okazało się być historią niezwykle wciągającą. Nie ma jednak co się łudzić na coś wybitnego. To opowieść, jakich na rynku wydawniczym oraz filmowym jest mnóstwo. Książkę ów można wręcz uznać za pisaną kwintesencję wszystkich amerykańskich produkcji. Mamy tutaj biedną dziewczynę, która pragnie wrócić do normalności i bezdusznego zabójcę, który ma do niej słabość i łamie wszystkie ustalone wcześniej przez siebie zasady. Nie zmienia to faktu, że opowieść ta sprawia, że z zapartym tchem śledzimy potyczki głównych bohaterów.

Zabić Sarai moim zdaniem jest książką dobrą na jeden wieczór. Przyjemnie się ją czyta, umila nam ona czas, bo w końcu nie jest wymagającą lekturą, ale to taki rodzaj opowieści, która nic do naszego życia nie wnosi - ani jej długo nie zapamiętamy, ani nic w nas nie zmieni, ani nie wywrze na nas ogromnego wrażenia (mówiąc o stylistyce i prawdach uniwersalnych, które mogła by ze sobą nieść).

Ja  czuję po niej lekki niedosyt. Fakt, zżyłam się z postaciami (głównie zainteresowały mnie oczywiście losy Victora, ale ciekawa jestem też dalszych przygód Sarai). Nie ukrywam jednak, że w moim odczuciu ich historie opisane zostały dosyć powierzchownie, choć intrygująco. Być może jest to zabieg celowy, jeśli patrzeć na ilość napisanych już i wydanych kolejnych tomów tej opowieści.

Bowiem zabierając się za Zabić Sarai ja miałam nadzieję, a co więcej - byłam wręcz pewna, że to jednotomówka. Zabić Sarai okazało się być natomiast koniec końców dobrze zapowiadającym początkiem całego cyklu W towarzystwie zabójców. Na razie nie wiem, czy sięgnę po pozostałe tomy, zwłaszcza, że nie zostały one wydane w Polsce (następny tom - Drugie życie Izabel - ma swoją premierę we wrześniu). Choć pewnie, gdy najdzie mnie ochota,  zobaczę, jak wypadł drugi.

★★★★☆

poniedziałek, 16 lipca 2018

217. Patrick Kingsley - Duńczycy. Patent na szczęście


Duńczycy. Patent na szczęście były randomowym wyborem przy składaniu zamówienia w internetowej księgarni. Uwielbiam tego rodzaju książki, co zresztą widać na moim regale, na którym ilość książek o krajach nordyckich sukcesywnie wzrasta. Czy jednak sympatia do literatury faktu i książek o Skandynawii daje gwarancję, że pozycja będzie dobra? Niestety nie zawsze.

Brytyjczyk, Patrick Kingsley, spędził w Danii miesiąc, podczas którego nie odpoczywał. Podróżował, spotykał się z ludźmi i starał się dowiedzieć jak najwięcej o kraju uważanym jako jeden z najszczęśliwszych na świecie. Duńczycy. Patent na szczęście można więc uznać za opowieść autora o jego odbiorze Danii i Duńczyków, o tym czego się od nich dowiedział i jak są przez niego postrzegani.

Nie powiedziałabym jednak, że ta książka jest patentem czy sposobem na szczęście. Nie odnajdziemy tutaj żadnych wskazówek na temat tego, jak być szczęśliwym. Co więcej, oryginalny tytuł - How to be Danish - moim zdaniem także nijak ma się do treści książki.

Długo się zastanawiałam nad oceną tej książki i nadal nie wiem, czy danie jej trzech gwiazdek to nie za wiele. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że autor zrobił ogromny research, poczynił jakieś badania i zebrał swoje myśli w jedną całość. Duńczycy. Patent na szczęście okazały się być jednak książką, w której rozdziały mogą tylko z pozoru uporządkować treść. Dosadniej - tam nic nie trzyma się kupy. Ze wszystkich tylko jeden rozdział (o serialu The Killing) od początku do końca faktycznie trzymał się ściśle tematu. I nie, to nie był zabieg ze strony autora, który miał na celu zgrabne przechodzenie z jednego rozdziału do następnego. Odniosłam wrażenie, że Patrick Kingsley w tej książce po prostu błądził. Miał tak wiele do napisania, że nie potrafił skończyć jednej myśli i już przebiegał do kolejnej. Niestety, to dało się odczuć w trakcie czytania. Na treści nie szło się skupić i wielokrotnie łapałam się na tym, że już sama nie wiedziałam co czytam, przez co zmuszona byłam zaczynać fragment od nowa. Koniec końców czytanie jej mnie zwyczajnie męczyło.

Plus daję natomiast za to, że autor nie mydlił czytelnikom oczu. W Danii śmieciarz zarabia prawie tyle co prawnik, studiowanie jest darmowe, Kopenhaga w 2025 ma się stać pierwszą stolicą na świecie z zerową emisją dwutlenku węgla... To wszystko brzmi utopijnie, ale czy taka jest rzeczywistość? Patrick Kingsley faktycznie chwalił, ale miał też zarzuty. Na przykład wielokrotnie  podkreślał fakt, że Dania nie jest łatwym miejscem do życia dla osób, które rodowitymi Duńczykami nie są. Duński rząd nie ułatwia życia imigrantom, choć sami Duńczycy nie mają im nic przeciwko. Dla mnie informacje te były nowością i dzięki tej książce z pewnością zgłębię ten temat.

Z tej serii czytałam również Szwedów. Ciepło na Północy i pamiętam, że tam również bardzo nie odpowiadał mi irytujący styl pisania autorki, jej wieczne porównywanie Szwedów do Polaków. W tym przypadku nie spodobał mi się jeden wielki mętlik i pozorne próby uporządkowania tego w kilka rozdziałów (których brak byłby chyba znacznie lepszą decyzją). Jeśli jeszcze kiedyś zostanie wydana w tej serii jakakolwiek książka na temat nordyckiego państwa, będę się długo zastanawiać, czy po nią sięgnąć. A z początku na pewno będę przed nią uciekać jak przed ogniem.


★★★☆☆

sobota, 14 lipca 2018

216. Veronica Roth - Spętani przeznaczeniem



Ogromnie dziękuję wydawnictwu Jaguar za możliwość przeczytania Spętanych przeznaczeniem od razu po zakończeniu Naznaczonych śmiercią. Naprawdę nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie miała takiej sposobności. Zapewniam, że gdy już raz wejdziecie w ten świat, nie będziecie się mogli od niego oderwać.

Spętani przeznaczeniem przynoszą nam nowe przygody i problemy, z jakimi muszą zmierzyć się Akos i Cyra wraz z ich rodziną i przyjaciółmi. Nad planetami wisi cień wojny i tylko oni mogą jej zapobiec. Czy się z nią zmierzą? I jak poradzą sobie z nowymi, szokującymi informacjami? Czy odnajdą w tym wszystkim siebie?

W tym przypadku obyło się bez męczącego wstępu. Autorka niemal od razu zaczyna (a właściwie kontynuuje) opowieść z grubej rury i już na początku szokuje pewnym znaczącym zdarzeniem. Znajomy już świat i mnogość nazw własnych przestaje przeszkadzać i sprawia, że czytelnik w końcu w pełni może cieszyć się z lektury. To nie tak, że Naznaczeni śmiercią mi się nie podobali. W Spętanych przeznaczeniem po prostu nie muszę "wbijać się" w ten świat, nie muszę go poznawać i domyślać się, co jest czym. Veronica Roth naprawdę świetnie go opisała już w pierwszym tomie i tutaj pogłębia tę "bazę". Stworzyła wielowymiarowy, ogromny świat, który aż miło się poznaje i sprawia, że czytelnik nie chce go opuszczać.

Wydarzenia opisywane są tutaj nie tylko z perspektywy Cyry i Akosa, ale również siostry Akosa - Cisi oraz jego brata - Eijeha. Choć wydawać by się mogło, że czytelnik łatwo mógłby się w tym pogubić, ja uważam ten zabieg za jak najbardziej konieczny. To zdecydowanie pomogło na jeszcze lepszy odbiór wydarzeń i jednocześnie mogłam bardziej poznać chociażby Cisi, z którą się naprawdę polubiłam.

Spodobał mi się również słowniczek na końcu książki, który wyjaśnia trudniejsze określenia. Brakowało mi go w pierwszym tomie, a wydaje mi się, że taka rzecz powinna być niezbędna w książkach, w których mamy do czynienia z wykreowanym, nowym światem.

Natomiast ogromnie żałuję, że znów autorka kilka razy po prostu ucina akcję i przenosi czytelnika kilka godzin/kilka dni później (czego oczywiście nie zaznacza i przez to nie wiadomo, w jakim czasie i miejscu tak naprawdę bohater się znalazł). Co więcej, w żaden sposób nie wyjaśnia tych "uciętych" wydarzeń. Ja nie widzę w tym żadnej celowości.

Czy Spętani przeznaczeniem faktycznie są najlepszą książką Veronici Roth? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ta duologia faktycznie jest znacznie lepsza (i jak już wcześniej wspominałam - dojrzalsza) od Niezgodnej, ale nie potrafię się zdecydować, który tom podobał mi się bardziej. Tutaj nie miałam skomplikowanego wstępu (który był przecież konieczny w pierwszym tomie), ale były aspekty, które również mnie denerwowały. Niemniej, przy Spętanych przeznaczeniem chyba odrobinę przyjemniej spędziłam czas.

Ogromnie polecam Wam wejście i zapoznanie się z tym światem, z Akosem i Cyrą oraz z wieloma innymi, równie interesującymi i nie płaskimi bohaterami. Ogromnie żałuję, że cykl "Naznaczeni śmiercią" to tylko duologia, ale z drugiej strony wszystko zostało już wyjaśnione i opisane i nie widzę sensu, by ta opowieść miała być kontynuowana. Jeśli lubicie takie ambitniejsze, fantastyczne opowieści młodzieżowe to koniecznie zapoznajcie się z twórczością Veronici Roth.

★★★★★

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar.

środa, 11 lipca 2018

215. Dlaczego maratony czytelnicze nie są dla mnie?


BookTuberzy i Bookstagramerzy oszaleli na punkcie maratonów czytelniczych. 24-godzinne, 3-dniowe, tematyczne... Jest w czym wybierać. Jako część tej społeczności postanowiłam w ostatnim czasie wziąć udział w dwóch - 72-godzinnym Selerowym Maratonie organizowanym przez bestselerki oraz w Nordicathonie organizowanym przez Zafikowaną.

Zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem nie szalałam. Do pierwszego wybrałam sobie 4 książki (z czego jedną zaczętą), do drugiego natomiast 3. Oczywiście poległam. Choć może to złe słowo. Cieszę się, że zrealizowałam część swoich planów, ale żałuję, że nie udało mi się przeczytać wszystkiego, co planowałam. 

Ostatecznie uważam, że nie do końca nadaję się do takich maratonów. Nie potrafię poświęcić całego czasu tylko na czytanie (nie wliczam oczywiście w to spania, bo maraton nie ma być przecież katowaniem siebie). Jest mnóstwo czynników, które mnie po prostu rozprasza. A to zajrzę na Instagram, a to porozmawiam z przyjaciółką, a to posprzątam mieszkanie lub spędzę po południe w domku na wsi, bawiąc się z kotem. Przy drugim maratonie czynnikiem tym było zmęczenie po pracy i ostatecznie choroba, która zbiła mnie z nóg. No i nie ukrywajmy - ja nie jestem typem szybkiego czytacza. Niektórzy powiedzą, że 200 - 300 stron zajmie około 2 godzin... Mi zawsze zajmuje to trochę więcej. Dlatego naprawdę nie wyobrażam sobie przeczytać w ciągu dnia 4 - 5 ksiażek! Zdradźcie mi, jaki jest magiczny sekret tak szybkiego czytania?

Ale maraton to nie wyścig szczurów, tu przecież nie liczy się ilość, ale zabawa i przyjemność ze wspólnego czytania. I ta naprawdę była przednia. 

Z pewnością w urlopie spróbuję zrobić sobie 24-godzinny maraton, bo po prostu chce poczuć ja to jest. Już teraz jednak jestem pewna, że nie przygotuję sobie ogromnych planów na tę dobę, ale postaram się przeczytać 1 - 2 książki.

A czy Wy lubicie takie maratony? Braliście w jakimś udział?

sobota, 7 lipca 2018

214. Veronica Roth - Naznaczeni śmiercią


Są takie książki, którym warto dać drugą szansę. Po Naznaczonych śmiercią sięgałam dwa razy. Za pierwszym razem przeczytałam kilkanaście stron i niezachęcona oddałam ją do biblioteki. Za drugim razem zgodziłam się na wyrażenie swojej opinii o tej książce. I okazało się być to najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć.

W odległej galaktyce na jednej z planet dorastają Akos i Cyra. Każdy z nich żyje w innym państwie- Akos w Thuvhe, a Cyra w Shotet. Narody te wzajemnie siebie nienawidzą. Los jednak splata ścieżki młodych, którzy z nienawiści powoli przechodzą w wzajemną tolerancję, a później przyjaźń. Połączy ich wzajemne zrozumienie, dążenie do sprawiedliwości i cele, które wymagają od nich wspólnego działania.

Przyznaję, że w świat wykreowany przez Veronicę Roth ciężko się wkręcić. To może być również moja wina, bo dawno nie czytałam tego typu książek i nie byłam przyzwyczajona do akcji, która nie dzieje się w naszym, realnym świecie. Nie zmienia to faktu, że świat, jaki stworzyła autorka jest dopracowany do perfekcji. Powoli zapoznajemy się nie tylko z planetą, na której żyją ludzie Thuvhe i Shotet, ale mniej lub bardziej powierzchownie dowiadujemy się o innych planetach (których położenie możemy zobaczyć na mapie umieszczonej na samym początku książki). Poznajemy dom rodzinny Akosa w Thuvhe, ale też doskonale życie codziennie Cyry i jej władczego brata Ryzeka w Shotet.

Co więcej, żaden z bohaterów nie został potraktowany po macoszemu. Każdy z nich odgrywa swoją rolę w tej historii i każdego z nich możemy doskonale poznać. Nie ma tutaj czarno-białych postaci. Apodyktyczny Ryzek posiada swoją łagodną, słabszą stronę. Z pozoru szorstka Cyra potrafi okazywać uczucia. Łagodny Akos jest gotowy zabić, by ochronić osoby, które kocha. Uwielbiam tę wielopłaszczyznowość w kreowaniu świata, a także bohaterów i  Veronica Roth pokazała, że to potrafi to zrobić doskonale.

Żeby nie było tak kolorowo, mam jedno "ale" do tej książki. Odniosłam wrażenie, że autorka, nie wiedząc jak wybrnąć, jak opisać pewne sytuacje, poszła odrobinę na łatwiznę i postanowiła uciąć akcję i przenieść nas do niedalekiej przyszłości. Z jednej strony powodowało to chęć dalszego czytania, bo byłam po prostu ciekawa, co tam się wydarzyło (biorąc pod uwagę, że był to jeden z kluczowych momentów w dorastaniu, ewoluowaniu bohaterów, który wpłynął na ich dalsze postępki), ale z drugiej strony jaki jest sens robienia czytelnikowi nadziei na rozwiązanie tych tajemnic? Dostałam szczątkowe informacje o nieopisanych wydarzeniach i do teraz bardzo ubolewam, że nie było mi dane przeżyć tych chwil wspólnie  z Cyrą i Akosem.

Muszę przyznać, że Naznaczeni śmiercią to zupełnie inna i nowa odsłona Veronici Roth. Jeśli uwielbiacie ją z trylogii Niezgodna to koniecznie sięgnijcie po ten cykl. Nie jest powiedziane, że książka Wam się spodoba, bo jest to jednak zupełnie inny świat  i także gatunek powieści. Być może uznacie ją za znacznie lepszą od Niezgodnej, ale równie dobrze możecie stwierdzić, że to nie Wasza bajka. Dla mnie książka rozpoczynająca nowy cykl  jest bardziej dopracowana i po prostu dojrzalsza. Wy jednak musicie przekonać się o tym sami. 

★★★★☆

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Jaguar.

środa, 4 lipca 2018

213. Timur Vermes - On wrócił


On wrócił. On. Tak, Adolf Hitler. Zastanawialiście się kiedyś, jakby to było spotkać Führera na ulicach Waszego miasta, np. w drodze do pracy? Albo zobaczyć z nim film na YouTube? Jakbyście to odebrali? Wiwatowalibyście, słysząc jego przemowy czy hejtowalibyście jego "powrót", twierdząc że to nie jest ani trochę śmieszne? Tę humorystyczną wariację nad powrotem słynnego Wodza pokazał nam Timur Vermes.

Pewnego dnia Hitler po prostu otwiera oczy. Jakże się dziwi, że otaczająca go grupka chłopców nawet w najmniejszym stopniu nie zachowuje się tak, jak tego wymagano w latach 20., 30. i 40. XX wieku. Idąc dalej, poznaje Niemcy i mieszkańców oraz nowoczesną technologię - na blacie biurka porusza zabawnym urządzeniem zwanym myszką, które obsługuje strzałkę na ekranie monitora, ma własną stronę internetową, kanał na YouTube, a jego twarz pojawia się na pierwszych stronach kolorowych gazet i w kolorowej telewizji. Na przekór wszystkiemu stara się szerzyć swoją propagandę i dokończyć to, czego nie udało mu się w trakcie wojny.

Autor nie przedstawił nam obrazu Hitlera jako tyrana, który wymordował miliony i który żywi nienawiść do innych nacji. Przede wszystkim pokazał tutaj człowieka inteligentnego i na swój sposób prostego, osobę, z którą można zwyczajnie porozmawiać, ale która dąży do zrealizowania swoich celów. W żartobliwy sposób ukazał jego konfrontacje ze współczesnością, która momentami śmieszyła mnie do łez.

Brakowało mi natomiast wyjaśnienia, co w ogóle było przyczyną powrotu Hitlera. Dlaczego "wrócił" tylko on, a nie grono innych, także ważnych postaci z czasów II Wojny Światowej. Nie doczekałam się żadnego, nawet krótkiego momentu w książce, który poświęcony zostałby rozważaniom nad przyczyną rozpoczęcia nowego akapitu w życiu Wodza. Zrozumiałe jest dla mnie to, że nie zastanawiali się nad tym ludzie otaczający Führera, bo przecież cały czas byli zdania, że człowiek ten po prostu doskonale odgrywa swoją rolę, bo przecież nie może być TYM Hitlerem. Ale co mnie, mówiąc szczerze, irytowało to fakt, że nawet sam Adolf nie poświęcił na to nawet chwili. Tak jakby to było zupełnie normalne, że ludzie po prostu budzą się po swojej śmierci kilkadziesiąt lat później, jakby nigdy nic.

Ogólnie rzecz biorąc, książkę Wam polecam. To ciekawe spojrzenie na współczesny świat i współczesne społeczeństwo, które jest podatne na wpływy i niekoniecznie zmierza ku dobremu. Były fragmenty, które chętnie bym w niej pominęła w zamian za dopisanie braków, które moim zdaniem były w ten historii jak najbardziej istotne. Nie usatysfakcjonowałam się przez to również otwartym zakończeniem. Za to podobało mi się oryginalne poczucie humoru i nieco prześmiewcze spojrzenie na świat.

On wrócił powinno być jednak traktowane jako przestrogę i swoistą lekcję, którą powinien poznać w swoim życiu każdy członek społeczeństwa. Ten Adolf Hitler oczywiście już nie wróci, ale świat z pewnością w przyszłości doczeka się nowego.

★★★☆☆

niedziela, 1 lipca 2018

212. Podsumowanie czerwca


Miesiąc moich urodzin i półmetek roku znów minął mi zbyt szybko. Nie wiem, jak to się dzieje, że odkąd skończyłam edukację czas po prostu przepływa mi przez palce. Za to czytam znacznie więcej. I o wiele lepiej się z tym faktem czuję.

W czerwcu przeczytałam... Aż 10 książek. Aż, bo dla mnie to naprawdę bardzo dobry wynik. Rzadko kiedy uda mi się tak dużo w miesiącu przeczytać. Co więcej, większość z tych książek jest moją własnością - w końcu więc maleje mi ilość nieprzeczytanych książek na półce. Pozostało ich jeszcze 45.

Z początkiem miesiąca skończyłam dwie zaczęte już dawno temu książki, czyli On wrócił (której opinia w tygodniu pojawi się na blogu) oraz Tamte dni, tamte noce, których nie potrafię jednoznacznie ocenić (ale więcej dowiecie się tutaj).

Następnie rozpoczęłam i naprawdę wkręciłam się w Zresetowaną od Teri Terry. Krótko później skończyłam Rozdartą, a w nocy z 30 czerwca na 1 lipca Osaczoną. Uwielbiam tę dystopijną trylogię i na pewno więcej o niej wkrótce napiszę.

Oczywiście nie mogło zabraknąć czegoś o Północy. Tym razem padło na ostatnio zakupioną książkę o Norwegii, czyli Szczęśliwy jak łosoś.

Już w maju porwałam się na przeczytanie Ugrofińskiej wampirzycy. Dodałam ja na półkę na lubimyczytać.pl już bardzo dawno temu i w końcu naszła mnie na nią ochota. Niestety nie dałam rady. Nie mam słów na to, jak ta książka jest słaba. Dobrnęłam do połowy z nadzieją, że się rozkręci, ale w czerwcu po prostu odpuściłam.

Tydzień temu Marta i Anna z kanału bestselerki zorganizowały 72-godzinny maraton czytelniczy, a z okazji wolnego weekendu postanowiłam wziąć w nim udział. Przeczytałam więc Listy Napoleona i Józefiny, które kupiłam jakiś rok temu i które bardzo mi się spodobały. Napoleon Napoleonem, ale historia Józefiny urzekła mnie i nawet wzruszyła. Polecam! Następnie zabrałam się za fenomenalny ładunek emocjonalny, czyli Moją najdroższą. Na pewno wyrażę o tej książce swoją opinię, ale na razie muszę zebrać myśli na temat tej trudnej, prawdziwej, wzruszającej, odrażającej i fantastycznej jednocześnie książce. 

Podczas maratonu zabrałam się jeszcze za opowieść o Saroo czyli Lion. Droga do domu. Skończyłam ją co prawda kilka dni później i zaklinam siebie, że kurzyła się na mojej półce ponad rok. To była wzruszająca i dająca nadzieję historia. Bardzo miło spędziłam z nią czas.

Liczę, że pod względem czytelniczym mój lipiec będzie wyglądał podobnie, bo z czerwca jestem naprawdę zadowolona. A jak Wam minął ubiegły miesiąc? Jakie macie plany na wakacje?