Duńczycy. Patent na szczęście były randomowym wyborem przy
składaniu zamówienia w internetowej księgarni. Uwielbiam tego rodzaju książki,
co zresztą widać na moim regale, na którym ilość książek o krajach nordyckich
sukcesywnie wzrasta. Czy jednak sympatia do literatury faktu i książek o
Skandynawii daje gwarancję, że pozycja będzie dobra? Niestety nie zawsze.
Brytyjczyk, Patrick Kingsley, spędził w Danii miesiąc, podczas którego
nie odpoczywał. Podróżował, spotykał się z ludźmi i starał się dowiedzieć jak
najwięcej o kraju uważanym jako jeden z najszczęśliwszych na świecie. Duńczycy.
Patent na szczęście można więc uznać za opowieść autora o jego odbiorze Danii i
Duńczyków, o tym czego się od nich dowiedział i jak są przez niego postrzegani.
Nie powiedziałabym jednak, że ta książka jest patentem czy
sposobem na szczęście. Nie odnajdziemy tutaj żadnych wskazówek na temat tego,
jak być szczęśliwym. Co więcej, oryginalny tytuł - How to be Danish - moim zdaniem także nijak ma się do treści książki.
Długo się zastanawiałam nad oceną tej książki i nadal nie
wiem, czy danie jej trzech gwiazdek to nie za wiele. Ostatecznie jednak
stwierdziłam, że autor zrobił ogromny research, poczynił jakieś badania i
zebrał swoje myśli w jedną całość. Duńczycy. Patent na szczęście okazały się
być jednak książką, w której rozdziały mogą tylko z pozoru uporządkować treść.
Dosadniej - tam nic nie trzyma się kupy. Ze wszystkich tylko jeden rozdział (o
serialu The Killing) od początku do końca faktycznie trzymał się ściśle tematu.
I nie, to nie był zabieg ze strony autora, który miał na celu zgrabne
przechodzenie z jednego rozdziału do następnego. Odniosłam wrażenie, że Patrick
Kingsley w tej książce po prostu błądził. Miał tak wiele do napisania, że nie
potrafił skończyć jednej myśli i już przebiegał do kolejnej. Niestety, to dało
się odczuć w trakcie czytania. Na treści nie szło się skupić i wielokrotnie
łapałam się na tym, że już sama nie wiedziałam co czytam, przez co zmuszona
byłam zaczynać fragment od nowa. Koniec końców czytanie jej mnie zwyczajnie
męczyło.
Plus daję natomiast za to, że autor nie mydlił czytelnikom
oczu. W Danii śmieciarz zarabia prawie tyle co prawnik, studiowanie jest
darmowe, Kopenhaga w 2025 ma się stać pierwszą stolicą na świecie z zerową
emisją dwutlenku węgla... To wszystko brzmi utopijnie, ale czy taka jest
rzeczywistość? Patrick Kingsley faktycznie chwalił, ale miał też zarzuty. Na
przykład wielokrotnie podkreślał fakt, że
Dania nie jest łatwym miejscem do życia dla osób, które rodowitymi Duńczykami
nie są. Duński rząd nie ułatwia życia imigrantom, choć sami Duńczycy nie mają
im nic przeciwko. Dla mnie informacje te były nowością i dzięki tej książce z
pewnością zgłębię ten temat.
Z tej serii czytałam również Szwedów. Ciepło na Północy i
pamiętam, że tam również bardzo nie odpowiadał mi irytujący styl pisania
autorki, jej wieczne porównywanie Szwedów do Polaków. W tym przypadku nie
spodobał mi się jeden wielki mętlik i pozorne próby uporządkowania tego w kilka
rozdziałów (których brak byłby chyba znacznie lepszą decyzją). Jeśli jeszcze
kiedyś zostanie wydana w tej serii jakakolwiek książka na temat nordyckiego
państwa, będę się długo zastanawiać, czy po nią sięgnąć. A z początku na pewno
będę przed nią uciekać jak przed ogniem.
★★★☆☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję Wam za każdy zostawiony komentarz. Wskazówki czy rady, swoja własna opinia, a może kilka uwag? Wszystko jest do przyjęcia!