Miesiąc moich urodzin i półmetek roku znów minął mi zbyt szybko. Nie wiem, jak to się dzieje, że odkąd skończyłam edukację czas po prostu przepływa mi przez palce. Za to czytam znacznie więcej. I o wiele lepiej się z tym faktem czuję.
W czerwcu przeczytałam... Aż 10 książek. Aż, bo dla mnie to naprawdę bardzo dobry wynik. Rzadko kiedy uda mi się tak dużo w miesiącu przeczytać. Co więcej, większość z tych książek jest moją własnością - w końcu więc maleje mi ilość nieprzeczytanych książek na półce. Pozostało ich jeszcze 45.
Z początkiem miesiąca skończyłam dwie zaczęte już dawno temu książki, czyli On wrócił (której opinia w tygodniu pojawi się na blogu) oraz Tamte dni, tamte noce, których nie potrafię jednoznacznie ocenić (ale więcej dowiecie się tutaj).
Następnie rozpoczęłam i naprawdę wkręciłam się w Zresetowaną od Teri Terry. Krótko później skończyłam Rozdartą, a w nocy z 30 czerwca na 1 lipca Osaczoną. Uwielbiam tę dystopijną trylogię i na pewno więcej o niej wkrótce napiszę.
Oczywiście nie mogło zabraknąć czegoś o Północy. Tym razem padło na ostatnio zakupioną książkę o Norwegii, czyli Szczęśliwy jak łosoś.
Już w maju porwałam się na przeczytanie Ugrofińskiej wampirzycy. Dodałam ja na półkę na lubimyczytać.pl już bardzo dawno temu i w końcu naszła mnie na nią ochota. Niestety nie dałam rady. Nie mam słów na to, jak ta książka jest słaba. Dobrnęłam do połowy z nadzieją, że się rozkręci, ale w czerwcu po prostu odpuściłam.
Tydzień temu Marta i Anna z kanału bestselerki zorganizowały 72-godzinny maraton czytelniczy, a z okazji wolnego weekendu postanowiłam wziąć w nim udział. Przeczytałam więc Listy Napoleona i Józefiny, które kupiłam jakiś rok temu i które bardzo mi się spodobały. Napoleon Napoleonem, ale historia Józefiny urzekła mnie i nawet wzruszyła. Polecam! Następnie zabrałam się za fenomenalny ładunek emocjonalny, czyli Moją najdroższą. Na pewno wyrażę o tej książce swoją opinię, ale na razie muszę zebrać myśli na temat tej trudnej, prawdziwej, wzruszającej, odrażającej i fantastycznej jednocześnie książce.
Podczas maratonu zabrałam się jeszcze za opowieść o Saroo czyli Lion. Droga do domu. Skończyłam ją co prawda kilka dni później i zaklinam siebie, że kurzyła się na mojej półce ponad rok. To była wzruszająca i dająca nadzieję historia. Bardzo miło spędziłam z nią czas.
Liczę, że pod względem czytelniczym mój lipiec będzie wyglądał podobnie, bo z czerwca jestem naprawdę zadowolona. A jak Wam minął ubiegły miesiąc? Jakie macie plany na wakacje?
Dziesięć książek to naprawdę dużo! Gratuluję ta dobrego wyniku :)
OdpowiedzUsuńJa również sukcesywnie zmniejszam swoje zbiory, starając się czytać na bieżąco
https://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/
Zauważyłam, że wtedy czerpię większość przyjemność z czytania, gdy mam świadomość, że moje "zaległości" nieco maleją :D
Usuń