sobota, 31 sierpnia 2013

021. Podsumowanie wakacji

Ostatni dzień sierpnia... Z początkiem tygodnia znów powrócimy do szarej codzienności, jaką jest szkoła. Tymczasem chwytam ostatnie chwile wakacji pełnymi garściami; nadrabiam zaległości w rysunku, spotykam się z przyjaciółmi i oczywiście czytam.
Ostatnio wręcz nie rozstaję się nocami z książką, na co w końcu mam czas, gdyż nie wisi nade mną perspektywa wstawania do pracy o 6 rano. Wynikiem tego jest więcej przeczytanych lektur, a co za tym idzie więcej recenzji w tym miesiącu.
W lipcu przeczytałam 6, natomiast w sierpniu 8 książek. Nie liczę tutaj stosiku, jaki piętrzy się przy moim łóżku i zawiera jedynie książki na temat historii sztuki czy malarstwa polskiego (nauka do matury idzie pełną parą), które czytam lub przeglądam na bieżąco w każdej wolnej chwili. 

Postanowiłam w podsumowaniach robić małe statystyki:
Na pierwszy ogień pójdzie LIPIEC. Przeczytałam łącznie 1418 stron, co daje mi około 46 stron dziennie. W SIERPNIU poszło mi już znacznie lepiej (o czym wspomniałam wyżej). Przeczytałam 2916 stron, co dało mi około 94 stron na dzień. Dodając do tego przygotowania do matury i książki, które zaczęłam czytać w sierpniu, a których jeszcze nie skończyłam - wychodzi na to, że czytam dziennie ponad 100 stron.

Robiłam podsumowanie lipca wcześniej, a więc wspomnę jedynie krótko o książkach sierpniowych:
Zdecydowanie najbardziej przypadło mi do gustu Metro 2033. To lektura, która z każdej strony zdobywa u mnie ogromny plus. Tak samo zresztą myślę o Mieczu przeznaczenia Sapkowskiego. Recenzja tej pozycji nie pojawiła się na blogu, ponieważ planuję zamieścić recenzję zbiorczą całego Wiedźmina, a zostały mi do przeczytania jeszcze 3 części. Moim rozczarowaniem była z kolei Czerwień Rubinu. Oczekiwałam dużo więcej i, niestety, zawiodłam się...
Co do samych recenzji - opublikowałam ich 5, z czego myślę, że najbardziej spodobała Wam się moja opinia o Metrze (oceniłam to po ilości komenatrzy; z drugiej strony jednak wiem, że bardzo na nią czekaliście).
Jeśli chodzi o wyzwania: do wyzwania CZYTAM FANTASTYKĘ dodałam w tym miesiącu 4 recenzje. Nadal jednak nie mogę pochwalić się wynikami z wyzwania Z PÓŁKI 2013.

Jak na wakacje - wynik marny, według mnie. Cieszę się jednak, że sierpień był czytelniczo o wiele lepszy od lipca, aczkolwiek wiem, że stać mnie na więcej i jak zwykle nie mogę przebić swoich oczekiwań.

A teraz czas na stosik wrześniowy:

Przepraszam za marną jakość, ale zdjęcie jest robione telefonem.

1. Trudi Canavan - Misja Ambasadora - wypożyczone z biblioteki; gdy tylko zauważyłam, że jest pierwsza część, nie zastanawiałam się długo. Za każdym razem, gdy szłam coś wypożyczyć, szukałam tej pozycji i za każdym razem wychodziłam z pustymi rękoma. Tym razem mi się udało :)
2. Laini Taylor - Córka dymu i kości - wypożyczone z biblioteki; właśnie czytam, a właściwie niedługo już ją skończę. Nadal mam mieszane uczucia co do tej książki, choć za jedno jestem jej wdzięczna - mam więcej chęci do rysowania, a nawet odwagę zabrać szkicownik do szkoły.
3. Christopher Paolini - Eragon - wypożyczone z biblioteki; z tą książką miałam całkiem podobną sytuację jak z wyżej wymienioną lekturą Trudi.
4. Robert Kirkman, Jay Bonansinga - Żywe trupy: Droga do Woodbury - zakup własny w empiku.
5. Janusz Degler - Witkacego portret wielokrotny - wypożyczone z biblioteki; po raz pierwszy zawędrowałam w bibliotece do działu: BIOGRAFIE, nie spodziewałam się znaleźć tam coś ciekawego, a tu nagle mój wzrok spoczął na tej książce. W tym momencie muszę dodać, że Witkacy zaraz po Beksińskim jest jednym z moim ulubionych artystów. Książka długo nie musiała czekać, aż pojawi się w moim stosiku.

Jak prezentują się Wasze stosiki? I co możecie powiedzieć o mijających właśnie wakacjach? Jesteście zadowoleni pod względem czytelniczych osiągnieć, czy wręcz przeciwnie? Podzielcie się ze mną swoją opinią! Pozdrawiam!

czwartek, 29 sierpnia 2013

020. Dmitry Glukhovsky - Metro 2033

TytułMetro 2033
Oryginalny tytuł
: Метро 2033
Autor: Dmitry Glukhovsky
Wydawnictwo: Insignis
SeriaMetro, tom 1
Ilość stron: 613


Długo zwlekałam, zanim sięgnęłam po Metro 2033. Nigdy nie przepadałam za literaurą rosyjską, ani za fantastyką postapokaliptyczną, jaką jest ów lektura. Mój znajomy natomiast bardzo sobie zachwalał tę pozycję. Głupio mi więc było rozmawiać z nim, nie mając o niczym zielonego pojęcia. Zaczęłam czytać o Metrze 2033 i powiem Wam szczerze - ten świat, moskiewskie metro, wciąga. 

Sam autor, ponad trzydziestoletni rosyjski pisarz i dziennikarz, właśnie dzięki Metrze stał się sławny. Stworzył, według mnie, mistrzowskie dzieło fantastyczne i sprawił, że chcą sięgnąć po nie i młodsi, i starsi czytelnicy. Sądzę, że to trochę tak jak z polskim Wiedźminem Sapkowskiego - wstyd nie znać. 

Głównym bohaterem jest Artem. To młody człowiek, który kilka pierwszym lat życia przeżył na powierzchni - zanim świat uległ zagładzie atomowej, a nieliczni ocalali skryli się pod ziemią - w moskiewskim metrze. Razem ze swoim ojczymem mieszkał on na stacji WOGN i wiódłby dalej w miarę normalne życie  przepełnione szarą codziennością (bez światła słonecznego, gdzie zamiast nieba, są tylko mury, stare kable, rury i kilka latarenek, zamiast domu - namiot, a miast pożywnego obiadu - grzyby wychodowane pod ziemią), gdyby nie otwarcie przez niego za czasów młodości wyjścia na powierzchnię. Od tego momentu WOGN zaczynają atakować Czarni - tajemnicze istoty, których napaści mieszkańcom coraz trudniej jest odpierać. Żeby ratować, nie tylko WOGN, ale i wszystkie inne stacje, Artem wyrusza na misję do serca metra - Polis, by przekazać wieści o niebezpieczeństwie. 

Czytelnik razem z nim poznaje budowę metra, inne stacje, a także uda mu się zobaczyć zniszczoną Moskwę. Z każdą kolejną stroną odkrywa mechanizm społeczny, jaki wykształcił się w metrze. Tak jak w dzisiejszym świecie, tak tam - w roku 2033, nikt nie żyje pokojowo, a zagrożeniem dla człowieka jest przede wszystkim... Sam człowiek. Metro zamieszkują trzy główne frakcje: Faszyści, Czerwoni i Hanza. Każda frakcja ma swoje ideologie, których odmienność, powoduje nieustające konflikty. Prócz tych trzech frakcji, społeczność utworzyła się w sekty - satanistów, świadków Jehowy i według mnie najgroźniejszych - kanibali, wyznaznów Wielkiego Czerwia (odpowiednika Boga). Jest też oczywiście Stowarzyszenie WOGN i różne Konfederacje - Arbacka oraz 1905 roku. Jak sami widzicie - moskiewskie metro to jedno wielkie społeczeństwo, które prócz świata, w jakim żyje, nie różni się wiele od nas. Łączy je metro, ale dzielą ideologie, religiie i bogowie, w których wierzą, a także majętność. Są biedne stacje i te, które prosperują o wiele lepiej. Tam też istnieje handel, w którym pieniądze okazują się bezwartościowym papierem; zastępują je bowiem bedące na wagę złota naboje.

Metro 2033 to nie tylko powieść o dojrzewaniu młodego człowieka, który przemierzając kolejne stacje, poznaje je i uczy się, a także odnajduje swoje przeznaczenie. To nie jest zwykła fantastyka, ale powieść ponadczasowa (dzisiaj też mamy wiele wyznań czy stowarzyszeń, które niczym organizm żyją napędem wyznawców czy członków), która nie tylko dostarcza rozrywki czytania, ale przede wszystkim uczy, jak NIE postępować. Pokazuje, że największym zagrożeniem dla życia człowieka, nie są jakieś wymyślne stwory (tutaj akurat wytworzone poprzez zabójcze promieniowanie), ale sam człowiek. Maszyny, rakiety, czołgi, broń - bez ręki i umysłu człowieka są zwykłą kupą złomu. Ta lektura również przestrzega - jeśli ludzie się nie opamiętają, być może świat w 2033 roku będzie tak właśnie wyglądał - zniszczony wojną nuklearną, porośnięty wymyślną roślinnością i zamieszkały przez ogromne, zdawałoby się prehistoryczne stwory, gdzie człowiek okaże się małą, bezbronną mróweczką.

Metro 2033, dzięki wartościom jakie przekazuje, jest dla mnie mistrzostwem i takim też mistrzostwem pozostanie (do którego na pewno w przyszłości nie raz powrócę). Wszystko dopełnia język - który dla czytelnika jest wręcz piękny w swej prostoscie. To nie jest książka, gdzie trzeba nosić przy sobie słownik, by zrozumieć, co autor miał na myśli. Nie jest to również banalność językowa. Bogatość słownictwa, homeryckie czasami porównania i przekaz, jaki słowa ów niosą ze sobą - to symboliczna wisienka na torcie.

Dodatkiem do Metr2033 jest krótka Ewangelia według Artema. Przedstawia ona czytelnikowi możliwość innego, być może lepszego i bardziej humanitarnego zakończenia, a także pokazuje samego bohatera z zupełnie innej strony. Czytelnik, myśląc, że wie o nim wszystko, nagle poznaje zakamarki jego umysłu, szczelnie skrywane przez całą powieść. Czegóż chcieć więcej?

Moja ocena: 10/10, bez dwóch zdań.

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CZYTAM FANTASTYKĘ


piątek, 23 sierpnia 2013

019. Trudi Canavan - Uczennica maga

TytułUczennica maga
Oryginalny tytułThe Magician's Apprentice
Autor: Trudi Canavan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Seria: Prequel Trylogii Czarnego Maga
Ilość stron: 808



Po przeczytaniu Kapłanki w bieli byłam zauroczona twórczością Trudi Canavan. Trylogia Czarnego Maga również zapowiadała się obiecująco. Przygodę z nią postanowiłam zacząć od prequelu - Uczennicy maga.

Główną bohaterką jest, mieszkająca w Mandryn (Kyralia), Tessia - córka Uzdrowiciela. Widziała w swoim dość krótkim życiu więcej krwi i obrażeń od niejednego starca; z zawodem tym też chciała związać swoją przyszłość. Przeciwna temu była jej matka, która dla córki poszukiwała dobrego męża. W wyniku dość nieprzyjemnych zdarzeń dziewczyna odkrywa w sobie talent magiczny. Odtąd musi zamieszkać w domu Mistrza Dakona - miejscowego maga, którego zostaje uczennicą. Poznaje tam również jego drugiego ucznia - Jayana. z którym z początku nie potrafi się porozumieć. Sielanka jednak nie trwa długo - Mandryn zostaje zniszczone przez Sachakan, którzy rozpoczynają inwazje na Kyralię. Tessia odtąd musi zacząć panować nad swoją magią w trudnych chwilach, w cieniu wojny.

Oprócz historii Tessi, autorka przedstawia czytelnikowi bliżej również innych bohaterów. Poznajemy Sterię - kobietę, która wychodzi za mąż za Sachakana. Jest ona postacią ciekawie wykreowaną; czasem myślę nawet, że ciekawszą od głównej bohaterki. Choć nie uczestniczy ona w wojnie w takim dużym stopniu jak Tessia, odniosłam wrażenie, że w jej życiu działo się o wiele więcej.

Prócz kobiet, które w książce mają decydującą przewagę, w kilku rozdziałach narrację prowadzą również mężczyźni - Takado - sachakański mag, a jednocześnie człowiek, który rozpętał wojnę i jego niewolnik - Hanara. Czasem narratorem jest również Jayan czy Dakon. To miła odskocznia od wszechobecnego głosu kobiet.

Myślę, że Uczennica maga jest dobrym wstępem do całej Trylogii. Wydarzenia również dzieją się w Kyralii i Sachace, tyle, że kilkaset lat przed wydarzeniami rozgrywającymi się w Gildii Magów. Lektura ta podzielona jest na 5 części, z czego każda ma kilka rozdziałów.

Książka ma jednak wiele minusów. Trudi, jak wszystkim pewnie wiadomo, ma okropny nawyk lania wody. Gdyby odjąć nieco opisów, które momentami były w ogóle niepotrzebne, książka mogłaby być lżejsza o kilkadziesiąt stron, a i tak nie straciłaby tym na wartości. Sylwetki bohaterów - choć ciekawe, były jednak nieco płytkie (przynajmniej w porównaniu z innymi postaciami literackimi, jakie udało mi się w życiu poznać), a sama fabuła - niestety bardzo przewidywalna. Choć czasem byłam zaskoczona zwrotami akcji, w gruncie rzeczy od początku wiedziałam, kto wygra wojne i kto się w kim zakocha. 

Dużym jednak plusem jest właśnie wątek miłosny, bez którego pewnie ów książkę nieskończoną odniosłabym z powrotem do biblioteki. Dzięki niemu mimo wszystko chciałam wiedzieć, jak potoczą się wydarzenia, mając nadzieję, że może na ostatnich stronach Trudi zaskoczy czytelnika nieoczekiwanym zwrotem akcji. Tak się niestety nie zdarzyło...

Mimo wszystko, jeśli chcecie zabrać się za całą Trylogię, zacznijcie od tego prequelu. Choć ma wiele wad i gdyby niektóre rzeczy rozegrać nieco inaczej, czego nie zrobiła autorka, książka ogólnie jest dobra. Nie odkładajcie jej, gdy akcja będzie się ciągnąć i nie przerażajcie się grubością - czyta się ją na całe szczęście bardzo szybko.

Moja ocena: 6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CZYTAM FANTASTYKĘ



niedziela, 18 sierpnia 2013

018. Kerstin Gier - Czerwień Rubinu

TytułCzerwień Rubinu
Oryginalny tytuł: Rubinrot
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Literacki EGMONT
SeriaTrylogia czasu
Ilość stron: 344



Czerwień Rubinu to pierwsza część Trylogii czasu autorstwa niemieckiej pisarki. Kerstin Gier zasłynęła przede wszystkim z pisania powieści dla kobiet, ale dopiero ta seria przyniosła jej prawdziwy sukces.

Długo zabierałam się za przeczytanie tej książki. Każdy mi ją polecał, a niedawno została przecież zekranizowana; historia Gwendolyn Shepherd i Gideona de Villiers oraz sama autora zyskali rzeszę fanów na całym świecie. Postanowiłam w końcu sprawdzić, co takiego przyciąga młodego, i nie tylko, czytelnika.

Gwendolyn jest przeciętną szesnastolatką. Chodzi do szkoły, w której zyskuje dobre stopnie; ma oddaną przyjaciółkę i nie rzadko staje się szkolnym pośmiewiskiem - głównie w stołówce. Nie jest jednak normalną nastolatką, jak jej rówieśniczki. Jest bowiem posiadazką genu, który umożliwia podróżowanie w czasie - na co dziewczyna w ogóle nie była przygotowana. Od urodzenia myślano, że posiadaczką genu jest jej "doskonała" kuzynka Charlotta, która w związku z tym brała dodatkowe lekcje historii, fechtunku, tańca i etykiety.

Gwendolyn w błyskawicznym tempie musi przygotować się do tajnej misji w przeszłości. Jako towarzysza dostaje przystojnego Gideona, w którego żyłach płynie ten sam gen, a dodatkowo odrobina bezczelności i wyższości...

Czerwień Rubinu to jedna z wielu na dzisiejszym rynku książek przeznaczona dla nastoletnich czytelników. Są w niej elementy romansu (bez którego byłaby ona zapewne zwyczajnie nudna. Kto się czubi, ten się lubi - to najodowiedniejsze słowa określające młodzieńczą miłość podróżników. Tematyka podróży w czasie jest miłą odskocznią od panoszących się wszędzie wampirów czy wilkołaków. Mam jednak wrażenie, że ów podróże powinny być bardziej "dopracowane". Zabrakło mi barwnych opisów świata w przeszłości, choć być może taki był właśnie zamysł autorki - widziane okiem i pisane słowem szesnastolatki - narratorką jest przecież sama Gwendolyn. Dialogi również nie grzeszą bogactwem językowym. Bohaterowie są, jak na mój gust, zbyt prości, Wywyższająca się strona rodziny (a przez to i gorsza), przeciwko tej dobrej, która ma na celu uratowanie przyszłości. Jedyną osobą, która stoi na neutralnym gruncie jest ciocia Maddy - obdarzona największym poczuciem humoru bohaterka. Gdy tylko o niej czytałam, nie mogłam przestać się śmiać. Drugą taką postacią jest krawcowa Madame Rossini. Akcent jednak, jaki posiada (francuski), wcale mnie nie zaskoczył. Jak sami widzicie - książka jest nieco nazbyt przewidywalna.

Mimo, że pozycja ta nie jest ambitna, historia, jaką stworzyła pisarka, ma w sobie coś, co nie pozwala się od niej oderwać, a czytelnik pragnie poznać więcej i więcej... Z ciężkim srecem stwierdzając, że jest już na ostatniej stronie.

Większość z Was na pewno słyszała o Trylogii czasu. Według mnie, warto ją przeczytać, bo, mimo schematycznej opowieści, można z niej coś wynieść. Pokazuje ona walkę jednostki przeciwko światu (sami zdecydujcie czy skuteczną). Upór oraz siłę jaką posiadała bohaterka w sytuacjach, które wydawałyby się chwilami bez wyjścia. Ilu z Was starałoby się przetrwać, zamiast zwyczajnego, a przede wszystkim najłatwiejszego, poddania się?

Choćby z samej ciekawości przeczytam kolejne części. Chcę wiedzieć, jak potoczy się życie Gwendolyn, ale cichy głosik podszeptuje mi, że nic nowego mnie nie zaskoczy. 

Moja ocena: 6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CZYTAM FANTASTYKĘ

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

017. Robert Kirkman, Jay Bonansinga - Żywe trupy: Narodziny Gubernatora

Tytuł: Żywe trupy: Narodziny Gubernatora
Oryginalny tytułThe Walking Dead: The Rise of the Governor
Autor: Robert Kirkman, Jay Bonansinga
Wydawnictwo: SINE QUA NON
Seria: The Walking Dead
Ilość stron: 358


Żywe trupy: Narodziny Gubernatora to pierwsza z serii powieści, która zaraz po kultowym komiksie i serialu, opowiada o przygodach bohaterów, którzy starają się przetrwać w świecie opanowanym przez nową chorobę, zmieniającą ludzi w maszyny do pożerania żywcem - zombie.

Siegnęłam po nią pod wpływem zafascynowania wcześniej wspomnianym komiksem i serialem. Dodatkową rzeczą, jaka mnie przyciągnęła do tej pozycji jest to, że nie opowiada ona o Ricku i jego przygodach, ale o kimś zupełnie innym, kto z początku nawet nie pojawia się w historii Żywych trupów. Poznajemy go później, ale jest jednym z najbardziej barwnych bohaterów. Książka ów pomaga go poznać znacznie bliżej, sięgnąć do początków - narodzin despoty - gubernatora Woodsbury.

Historia bardzo przypomina wędrówkę Ricka. I tutaj mamy wyprawę do Atlanty, gdzie rzekomo ma się znajdować obóz dla uchodźców, a ocalali mają otrzymać pomoc i dach nad głową. Także i tutaj zamiast obozu mamy gromadę żywych trupów i rozwiane nadzieję... Razem z Philipem Blakem i jego grupą czytelnik podróżuje po Stanach Zjednoczonych w poszukiwaniu ratunku, schronienia i odrobiny jedzenia oraz wody pitnej, napotykając się na innych ocalałych, którze wbrew pozorom niechętnie przyjmują pod swoje skrzydła nieznajomych, choć być może to umożliwiłoby im przetrwanie.

Jednocześnie czytamy o walce o własne życie i życie najbliższych - nie jest to więc jedynie ucieczka przed kanibalami. Na stronach książki prócz Philipa, zapoznajemy się również z sylwetkami jego brata - Briana, który opiekuję się swoją siostrzenicą Penny, jego przyjaciela Nicka i Bobby'ego. Każdy z bohaterów jest kompletnie inny, ale łączy ich jedna rzecz - instynkt przetrwania. Dobrze zarysowane są również postacie drugoplanowe i epizodyczne.

Właśnie dobry zarys bohaterów podobał mi się w powieści najbardziej. Do teraz trudno jest mi stwierdzić, który z nich był dobry, a który zły. Tłumaczę to sobie jedynie robieniem złych rzeczy w dobrym celu, choć powątpiewam, czy czasami istniał jakikolwiek cel. Drugą rzeczą jest akcja - na każdej stronie coś się działo, co sprawiało, że książkę niesamowicie szybko się czytało, a czytelnik nie był znudzony. W prawie 300 stronach zawarta jest jednak akcja obejmująca niewielki odcinek czasowy. Choć w gruncie rzeczy jest ona przewidywalna, samo zakończenie zwala z nóg. Właśnie dla niego warto przeczytać całość i niekiedy troszkę się niestety pomęczyć.

Główną wadą książki są błędy wydawnicze - literówki; raz zdarzyło się nawet, że bohater w obronie strzelał do samego siebie. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam książki z taką masą błędów. Gdyby nie to, mogłabym się pokusić na wyższą ocenę, bo mówiąc szczerze - wiem, że książka długo pozostanie mi w pamięci i chętnie do niej powrócę. Równie chętnię sięgnę i po kolejną część.

Moja ocena: 7/10

Wakacyjnie w górach, z Żywymi trupami :)

sobota, 3 sierpnia 2013

016. Brent Weeks - Cień doskonały

TytułCień doskonały
Oryginalny tytuł
Perfect Shadow
Autor
: Brent Weeks
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 118


Cień doskonały nie można uznać za powieść. Książka jest bowiem krótką nowelą, której akcja toczy się w świecie znanej trylogii Nocnego Anioła.

Postanowiłam sięgnąć po nią, gdy tylko skończyłam czytać drugą część - Na krawędzi cienia. Żałuję tylko, że stało się to dopiero teraz, a przede wszystkim, że przeczytałam ją po rozpoczęcia czytania Trylogii. Jeśli jeszcze nie chwyciliście za Drogę cienia, poczekajcie i przeczytajcie najpierw tę nowelę. Wyjaśniła mi ona wiele sytuacji, których wcześniej mogłam się jedynie domyślać. Z drugiej jednak strony, gdybym nie przeczytała Trylogii, kilka wątków byłoby dla mnie niejasnych, ponieważ autor oszczędza w wyjaśnieniach.

Wydarzenia rozgrywają się kilka lat przed; zanim losy Durzo Blinta i Kylara złączą się oraz zanim Durzo zostanie tak właściwie Durzo Blintem.

W noweli tej (która równie dobrze może być prequlem), głównym bohaterem jest zwykły farmer - Gaelan Gwiezdny Żar. Poznajemy go jako szczęśliwego męża i ojca, ale także jako nieśmiertelnego. Z tego względu nie można więc powiedzieć, że są to początki historii człowieka o wielu nazwiskach, a raczej początki jego bycia siepaczem.

Głównym wątkiem jest pierwsze spotkanie Gaelana z Gwinvere Kireną (znaną jako Mamę K). To ona ma decydujący wpływ na przyszłość mężczyzny - posyła go na nauki zawodu u jednego z najlepszych płatnych zabójców - Wrable Szramy. Czytając książkę, mamy do czynienia z pierwszymi zabójstwami Gaelana oraz niewielkim stopniu poznajemy jego przeszłość, a także walki w obronie czarnego ka'kari. Dowiadujemy się, skąd wzięło się jego kolejne nazwisko - Durzo Blint oraz poznajemy kilka fragmentów historii cesarza Jorsina Alkestesa.

Jestem wielką fanką twórczości Brenta Weeksa. Uwielbiam jego styl, język jakim się posługuje, który, choć łatwy w odbiorze, nie jest banalny oraz świat, jaki potrafi stworzyć w swoich twórczościach. Wiedziałam, że pozycja ta mnie nie zawiedzie. Choć nowela jest krótka i zwięzła, sądzę, że więcej jej nie potrzeba. Nie pozostawia czytelnikowi niejasności, a mi nie pozostawiła niedosytu. To lektura dobra na jeden wieczór, bo czegóż mamy oczekiwać po 120 stronach?

Jeśli zaciekawiła Was postać Durzo Blinta czy chociażby Mamy K, sięgnijcie po ten prequel. Nie macie po co jej czytać ze zwględu na Kylara Sterna, bo bohater ów nie pojawia się w tej książce. Lektura ta jest, według mnie, dobrym uzupełnieniem trylogii Nocnego Anioła lub pozycją od której rozpoczniecię swoją przygodę z siepaczami i Sa'kage.

Moja ocena: 10/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
CZYTAM FANTASTYKĘ

czwartek, 1 sierpnia 2013

015. Stosik sierpniowy

Witajcie! Przełom wakacji za nami, wypada więc zrobić czytelnicze podsumowanie.

W lipcu przeczytałam sześć książek, z czego dwie z nich są komiksami. Stałam się fanką The Walking Dead. Obejrzałam wszystkie trzy sezony serialu, po czym zabrałam się za czytanie komiksów. Żałuję, że czytam je dopiero teraz, a nie przed zabraniem się za oglądanie, no ale czasu nie cofnę. Przeczytałam dwa pierwsze tomy, a na sierpień planuję kolejne. Jeśli jesteśmy już przy temacie Żywych trupów, niedługo spodziewajcie się recezji Narodzin Gubernatora, którą właśnie kończę czytać. Książka ów nie pojawiła się w stosiku lipcowym z tego względu, że kupiłam ją po przedstawieniu Wam go.

Wspominałam Wam o Lucasie, jak również o tym, że już kocham tę książkę, choć nawet jej nie skończyłam. Po jej zamknięciu moje zdanie się nie zmieniło - jest fantastyczna! Przede wszystkim oryginalna, bo nie jest typową love story. Choć akcja momentami bardzo się ciągła, nie powodowało to u mnie znudzenia, za co duży plus dla tej pozycji!

Zrecenzowałam Wam autobiografię Ozzy'ego, Krainę Zimnolubów oraz Addamsów. Żałuję, że znów poległam i pojawiły się tylko trzy recenzje, ale nie myślałam, że te wakacje będę miała aż tak zajęte. Spodziewałam się nauki do matury i do egzaminu na prawo jazdy, ale wypadł mi jeszcze tydzień nad jeziorem ze znajomymi, zaraz znów wyjeżdżam, tym razem w góry, dodatkowo pracuję... Na sierpień za to już planuję dwie recenzję, a niedługo zabieram się za Metro 2033, więc będzie ona trzecią recenzją. Być może pojawi się ich więcej, przynajmniej się postaram.



A teraz czas na stosik sierpniowy.

1. Lauren Oliver - Requiem - prezent imieninowy; nareszcie na mojej półce gości cała trylogia Delirium
2. Robert Kirkman, Jay Bonansinga - Żywe trupy: Narodziny Gubernatora - prezent imieniowy, o którym już wspominałam
3. Brent Weeks - Cień doskonały - zakupiona od użytkowniczki na Lubimy Czytać; niedługo pojawi się recenzja, bo akurat dziś ją przeczytałam
4. Praca zbiorowa - Zombiefilia - darmowy e-book; ściągnęłam go ze względu na moje obecne zainteresowania tematyką żywych trupów

Jest on dość mały, ponieważ bibliotekę w moim mieście otworzyli dopiero dzisiaj, a książek nie kupowałam zbyt wiele, z uwagi na to, że moja lista książek i bez nich jest ogromna.
(Przepraszam za brak zdjęcia stosiku, ale mój aparat obecnie leżakuje z moją siostrą nad morzem.)

A jakie są Wasze plany na sierpień? Jak chcecie wykorzystać ostatni miesiąc wakacji?