sobota, 17 września 2016

157. Suzanne Young - Plaga samobójców & Kuracja samobójców


Są takie serie, trylogie, a jak w tym przypadku – duologie, po które należy sięgnąć. W przypadku Programu nie ma żadnego „ale”. Musicie to przeczytać.

Sloane żyje w świecie, w którym nastolatkowie masowo popełniają samobójstwa, a by ich przed tym uratować rząd zamyka ich w ośrodkach Programu, by poddać ich leczeniu. Wszyscy jednak wiedzą, że nie jest to zwykłe leczenie, a każda osoba, która wyjdzie z takiego ośrodka nie pamięta niczego z „poprzedniego życia” – siebie, swoich przyjaciół; nie ma żadnych wspomnień. Ani tych złych, ani nawet tych dobrych. Sloane jest przerażona, że przyjdzie kolej na nią i jej chłopaka Jamesa. Czy łącząca ich miłość będzie więc w stanie przetrwać?

Długo zwlekałam się z recenzją Plagi samobójców. Miałam tyle myśli w głowie, byłam pod takich wrażeniem, a dodatkowo przeżyłam kaca książkowego, że po prostu odpuściłam. Postanowiłam więc napisać recenzję zbiorczą, gdy tylko uda mi się przeczytać drugi tom – Kurację samobójców. Książka czekała na mnie od maja bieżącego roku i w końcu, po miesiącach, udało mi się za nią chwycić i połknąć właściwie jednym haustem. 

Najgorsze w tych książkach jest to, że ciężko się za nie zabrać. To nie jest tak, że nie chcę. Ja wręcz pragnę tego, bo wiem, że się nie zawiodę, ale zdaję sobie sprawę z tego, że będę miała po nich kaca. Tak miałam po Pladze samobójców, mam po Kuracji samobójców i z pewnością będę miała po Remedium i Epidemii.

Program może i jest jedną z wielu dystopii. Świat i ludzie ograniczeni, kierowani, a wręcz sterowani przez rząd. I dwójka nastolatków, których łączy miłość i którzy nagle stają w centrum uwagi, mogąc zmienić wszystko. Brzmi jak oklepany schemat, wiem, ale to co robi z nim autorka to jest coś tak niesamowitego, że trudno opisać to słowami. Ta duologia jest po prostu dojrzała. Traktuje o ważnych sprawach, ale w niebłahy i mało banalny sposób.

Bohaterowie są charakterystyczni, autorka bardzo dobrze ich zarysowuje i nie tworzy czarno-białych postaci. Choć jest ich wielu, nie ma się wrażenia, że można się w tej ilości zagubić. Wielu z nich bez dwóch zdań jest złych do szpiku kości, ale nad zachowaniem wielu można się zastanowić i dłużej pomyśleć. Zakończeniem „Kuracji samobójców” pisarka wyjaśniła zachowanie i zrehabilitowała chociażby Realma, który jest poniekąd najbardziej złożonym bohaterem w tej historii. Ten zabieg wiele dla mnie znaczy, ponieważ nie lubię, gdy autorzy, kończąc książkę, pozostawiają czytelnikom otwarte, niewyjaśnione postacie.

Po wejściu Plagi samobójców na rynek wydawniczy nie byłam pewna, czy w ogóle warto się za nią zabierać, bo bałam się kolejnej byle jakiej młodzieżówki/dystopii. Jej kupno jednak było najlepszą rzeczą, jaką mogłam zrobić. Suzanne Young pisze fenomenalnie i z dumą będę trzymać jej książki na półce.


Suzanne Young, Plaga samobójców, Feeria Young, Łódź 2015, s. 500.
Suzanne Young, Kuracja samobójców, Feeria Young, Łódź 2016, s. 448.

wtorek, 13 września 2016

156. J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany - Harry Potter and the Cursed Child


Zwykle jestem negatywnie nastawiona do jakichkolwiek dodatków do wydanych już książek czy serii. Dlatego na wieść o premierze Harry Potter and the Cursed Child miałam mieszane uczucia. Bałam się tego, jaka będzie "kontynuacja" historii o czarodziejach, a w dodatku czułam, że to już nie będzie to samo. Ale przecież to Harry Potter, więc i tak szybko się na niego skusiłam i przeczytałam lekturę jeszcze w oryginale przed wydaniem jej w Polsce.

Harry wiedzie spokojne, dorosłe życie u boku Ginny. Jego syn Albus z kolei właśnie rozpoczyna pierwszy rok nauki w Hogwarcie i nie kryje swoich obaw przed ojcem. Chłopak na dodatek trafia do Slytherinu i zaprzyjaźnia się z synem Draco Malfoya, Scorpiusem. Obaj chłopcy nie należą do najpilniejszych uczniów, za to zaczynają bawić się czasem, chcąc przywrócić zabitego przez Voldemorta w Turnieju Trójmagicznym Cedrica.

Siegając po Harry Potter and the Cursed Child musicie uzmysłowić sobie jedną, niezwykle istotną rzecz, jeśli nie chcecie się tą pozycją rozczarować. Jest to scenariusz sztuki wystawianej w Londynie, a nie, jak to było wcześniej - powieść pisana prozą. Nie nazwałabym jej nawet kontynuacją, czy broń Boże ósmym tomem. To po prostu dodatek,  traktujący w głównej mierze o losach syna Harry'ego, a nie już o słynnej trójce przyjaciół. Może to oczywistość, ale wydaje mi się, że to właśnie tutaj tkwi problem, skutkujący wieloma negatywnymi recenzjami tej książki.

Jeśli więc weźmiecie moje powyższe uwagi do serca, to dam sobie rękę uciąć, że ta historia na pewno Wam się spodoba. Nie ukrywam, jest ona niestety schematyczna, bohaterzy czarno-biali, a dialogi proste, w większości nie wymagające myślenia i doszukiwania się drugiego dna. Chwilami były jednak śmieszne, a czasami mądre i pouczające (a już zwłaszcza te z udziałem Dumbledora). Ale czy nie za tę prostotę tak bardzo kochamy Harry'ego?

Wróćmy jednak do bohaterów, którzy rozczarowali mnie na całej linii. Irytował mnie nie tylko Albus, ale i jego ojciec, który ewidentnie nie radził sobie ze swoim synem. Wiem, że Albus nie był tutaj wzorowym i grzecznym dzieckiem, ale Harry popełniał równie tyle samo błędów jako ojciec, co on jako syn. Ze wszystkich postaci to Scorpius i Draco okazali się tymi, których polubiłam do głębi serca. Nie powiem, Draco miał swoje za uszami, ale rozczuliła mnie jego troska o syna. Uwielbianego przeze mnie Rona była niestety zbyt mało, bym mogła się o nim wypowiedzieć. Zabrakło mi  zresztą wielu bohaterów, których uwielbiałam we właściwej serii, ale rozumiem to - przecież nie o nich miała być ta historia.

Żałuję, ze nie jest mi dane obejrzeć sztuki, bo z pewnością byłby to niezapomniany i zdecydowanie magiczny spektakl. Czytając, wiele razy zastanawiałam się "jak oni to zagrali?" i "dlaczego nie mogę tego zobaczyć?". Do książki natomiast z chęcią powrócę, gdy tylko zostanie wydana w Polsce.

Harry Potter and the Cursed Child ma wiele wad, ale nie odrzucają one na tyle, by tej pozycji nie kochać. To nadal historia walki dobra ze złem, którą pokochały miliony. Cieszę się, że po nią sięgnęłam i będę ją polecać Wam wszystkim. Oczywiście pod warunkiem, że weźmiecie pod uwagę to, co pisałam wyżej.


 J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany, Harry Potter and the Cursed Child, Little Brown, London 2016, str. 352