W pewnym momencie o Tamtych dniach, tamtych nocach stało się po prostu bardzo głośno. Być może to za sprawą ekranizacji, być może za sprawą tematyki poruszanej w książce, a być może ze względu na fakt, że jest ona uważana za naprawdę bardzo dobrą lekturę. Ja sama nie mogłam jej sobie odpuścić i zamówiłam ją chyba głównie ze względu na chęć obejrzenia ekranizacji. Zrobiłam to w końcu, będąc zaledwie w połowie książki, ale nie żałuję. Nie zaspoilerowało mi to zakończenia (które w książce było znacznie szerzej opisane), a za to trafiłam idealnie w punkt z momentami, które znajomość lektury po prostu doskonale wyjaśnia.
Tamte dni, tamte noce są tak naprawdę opisem uczuć, które przeżywa Elio, gdy poznaje Oliviera i spędza z nim najbardziej pamiętne wakacje swojego życia. Z początku uprzedzony do mężczyzny, w końcu odkrywa, że przybysz nie jest mu obojętny. To przy nim poznaje samego siebie, swoje uczucia i orientację.
Daję autorowi naprawdę ogromny plus za nietuzinkowych bohaterów. Kreacja Oliviera to dla mnie czysty majstersztyk i odrobinę żałuję, że możemy go poznać tylko z perspektywy Elio. Ukazał się nam jako inteligentny mężczyzna, który świadomie stara się nie dopuścić uczuć, które mogłyby zapanować nad jego decyzjami. Mimo wszystko poddaje się ogarniającej go miłości do chłopca, ale i w pełni ją kontroluje.
Elio z kolei odrobinę wyszedł tutaj na rozkapryszonego nastolatka, który nie może się zdecydować, czego tak naprawdę chce. W jego uczuciach przechodzimy ze skrajności w skrajność. Dosłownie. Rozpoczynamy akapit słowami "bierz mnie, Oliver", a kończymy z tekstem "Nienawidzę Cię, Oliver". I tak przez całą książkę. Jest w tym jednak jakiś urok i prawda, bo postępuje on jak najbardziej ludzko. Jeśli miał więc to być celowy zabieg autora to naprawdę super. Bo ten bałagan idealnie odwzorowuje myśli i emocje, jakimi targany jest nastolatek, który próbuje odkryć, kim tak naprawdę jest, co go pociąga i co go interesuje. Jeśli natomiast ten "zbitek czy natłok myśli" stał się zupełnym przypadkiem... No to naprawdę szkoda. Wierzę jednak, że zabieg ów celowo ma pokazywać nam wnętrze Elio.
Czy polecam Wam przeczytanie książki? Trudno mi powiedzieć. To pozycja, która nie każdemu przypadnie do gustu. Jeśli pragniecie poznać historię z wątkiem lgbt to sobie darujcie, bo to nie jest książka, jakich teraz na rynku wydawniczym pojawia się mnóstwo. Jeśli za to chcecie obejrzeć film, to koniecznie zacznijcie od zapoznania się z pierwowzorem, bo nie czytając go, w pełni nie zrozumiecie ekranizacji. Słynna już scena z brzoskwinią, czy kolory kąpielówek Oliviera to tylko dwie rzeczy, które wyklarują się Wam dopiero, gdy będziecie znali książkę. Co zresztą nie dziwi, bo dialogów i w książce, i w filmie jest naprawdę niewiele. Wszystko bazuje na uczuciach, które targają Elio i tym, jak on postrzega rzeczywistość. Czytając, poznajemy tak naprawdę jego duszę, a bez tego nie zrozumiemy całkowicie ekranizacji.
Nie mogę rzec, żebym się tą książką zawiodła. Spodziewałam się zwyczajnie czegoś zupełnie innego, a to co otrzymałam nie do końca mi się spodobało.
Tamte dni, tamte noce są napisane cudownym językiem, ale poprzez "mętlik" jaki wprowadza nam autor (o którym wyżej wspominałam) bardzo ciężko mi się było na niej skupić. Nie mogę też nie zaznaczyć faktu, że pewnie znacznie przyjemniej by mi się ją czytało, gdybym co chwila nie tłumaczyła sobie włoskich wtrąceń. Być może to wina tłumaczenia, a być może znów celowy zabieg autora, który chciał tym jeszcze bardziej przywołać czytelnikowi włoski klimat. Nie ukrywam jednak, że bardzo przydatna byłaby mi tutaj znajomość tego języka, o którym notabene nie mam zielonego pojęcia.
Tamte dni, tamte noce określiłabym mianem książki dobrej, nawet bardzo. Biją od niej Włochy - te wąskie, kamienne uliczki, owoce zrywane i jedzone prosto z drzewa oraz gorące promienie słońca, a także rodzinna i przyjazna atmosfera w domu Włochów. Jakże przyjemniej jednak czytałoby się ją pisaną z perspektywy Oliviera, choć mam świadomość, że to Elio odgrywa tutaj główne skrzypce. Jego uświadamianie sobie, kim tak naprawdę jest, jest przecież bazą tej książki. Trudno więc mi ją jednoznacznie ocenić, a w dodatku czuję, że bez obejrzanego filmu po prostu nie byłaby ona kompletna. Gra aktorska Armiego i Timothée'go naprawdę bardzo wpłynęła na mój odbiór całej historii.
Myślę, że książce dam jeszcze jedną szansę i kiedyś przeczytam ją na nowo, tym razem będąc w pełni świadomą, czego mam się spodziewać. I jestem wręcz pewna, że wtedy uznam ją za arcydzieło.
★★★★☆
ten tytuł wydaje mi się znany, ale fabuła jakoś zatarła się w mojej pamięci. Nie wiedziałam nawet, że powstał film na jej podstawie. Ale twoje niezdecydowanie co do oceny tej książki sprawia, że jestem ciekawa jakie ona wywrze wrażenie na mnie, więc kiedyś po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Sięgnij po nią, ale nie zagwarantuję Ci, że ją polubisz - to taka książka, która nie spodoba się każdemu. Za to koniecznie później zobacz film. Pozdrawiam :)
UsuńSłyszałam o tej książce, ale ja już mam tyle do przeczytania, że na razie sobie ją odpuszczę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;**
P.
Może kiedyś, gdy uporasz się z zaległościami. Chociaż... Z doświadczenia wiem, że stosy książek do przeczytania nigdy się nie kończą :D
UsuńPozdrawiam! :*