Po niezbyt udanym i przewidywalnym (przynajmniej według mojej opinii) Hopeless Colleen Hoover nie miałam ochoty sięgać już po żadną książkę tej autorki. Po innych dziełach spodziewałam się błahej, nudnej i mdłej opowiastki o rodzącej się wśród młodych ludzi miłości. Zawsze jednak powtarzałam sobie, że trzeba dawać ludziom, a już zwłaszcza pisarzom, kolejną szansę. Tak też, zupełnie nagle i przypadkowo do mojego koszyka w internetowej księgarni trafiło Maybe someday. Nie mogłam więc czekać, gdy kurier zapukał do moich drzwi i niemal od razu zabrałam się za czytanie tejże książki. Czy kolejne spotkanie z historią wychodzącą spod pióra pani Hoover było udane?
Maybe someday to historia dwojga ludzi mieszkających na przeciwko siebie. Sydney, przesiadująca na balkonie, mająca chłopaka, z którym pragnie spędzić resztę życia i wspaniałą współlokatorkę, a jednocześnie najlepszą przyjaciółkę. Oraz Rigde, młody gitarzysta, którego utwory niosą się po całym osiedlu, trafiają również do ucha Sydney. Czy tych dwoje połączy jedynie muzyka i godziny spędzone na balkonach znajdujących się dokładnie naprzeciwko? Co kryje Rigde, którego utwory bez tekstów zdają się być najpiękniejsze na świecie? A także, co spowoduje, że Sydney zobaczy u chłopaka wyciągniętą, pomocną dłoń?
Po opisie książki zapewne każdy z Was, czytelników myśli jedno - to samo, co napisałam o dziełach autorki kilka zdań wyżej i co zniechęcało mnie do sięgnięcia po jej kolejne książki. Nie bójcie się jednak, bo Maybe someday, ku mojemu ogromnego zaskoczeniu i uciesze, jest zupełnie inna.
Brakuje mi słów, jakimi powinnam opisać inność, wyjątkowość i cudowność tej książki, a tak naprawdę tej historii. Sydney i Rigde są takimi typowymi bohaterami - ona młoda i piękna, choć uważa siebie za przeciętną dziewczynę, a on przystojny, zabawny i opiekuńczy. Obydwoje więc mają się ku sobie. Jednak to, co zrobiła autorka, a mianowicie opis sytuacji i miejsca, w jakich usadziła bohaterów, zdają się być najpiękniejszym zabiegiem, na jaki mogła sobie pozwolić. Tragiczna historia Rigde'a i niemiłe doświadczenia Sydney dodają jedynie pewnego uroku (o ile tak można to nazwać) książce.
Muszę też wspomnieć o soundtracku, jaki powstał do Maybe someday. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim i jestem niesamowicie zadowolona. Koniecznie więc czytajcie to dzieło, wsłuchując się w Hold on to you, I'm in trouble czy wreszcie tytułowe Maybe someday Griffina Petersona. Te piosenki są nie tyle co piękne, rytmiczne. To one same piszą tę historię, opowiadają o niej, a Ty czytelniku masz wrażenie, jakbyś słuchał dźwięków wydawanych przez Ridge'a i słów pisanych ręką Sydney.
Bezapelacyjnie polecam każdemu. Nie możecie przejść obok tej książki obojętnie!
Moja ocena: 10/10
Colleen Hoover, Maybe someday, Otwarte, Kraków 2015, s. 440.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU
Już wcześniej miałam ją w planach, ale po twojej recenzji jest to mój MUST HAVE!
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Dawno nie czytałam tak dobrej książki, od której w dodatku nie wymagałam wcale za wiele. Dostałam za to dużo ponad to.
UsuńKsiążki tej pani mnie prześladują niemal wszędzie. Jestem trochę zniechęcona do zapoznawania się z jej twórczością, ale może kiedyś się przemogę, bo co rusz albo bardzo pozytywna recenzja, albo mniej łaskawa i aż kusi, by samej sprawdzić... :)
OdpowiedzUsuńPo swoich doświadczeniach odradzam zaczynać przygodę z tą autorką od "Hopeless", ale myślę, że chociaż którąś z jej książek po prostu trzeba choć raz w życiu przeczytać.
Usuń,,Maybe someday" Griffina Petersona uwielbiam całym sercem! Mogę słuchać godzinami. Zdecydowanie muszę poznać w końcu jakieś dzieło tej autorki. Wydaje mi się, że jej historie nie są typowymi, przesłodzonymi miłosnymi wzlotami, tylko są tam bardziej realne i dojrzałe uczucia.
OdpowiedzUsuńTrudno mi ocenić, czy każda z książek autorki jest tak udana jak "Maybe someday" i czy nie opisuje trywialnie uczuć, gdyż mam dopiero za sobą dwie pozycje pisarki. Jedna okazała się strzałem w dziesiątkę, a druga kompletną klapą. Tę jednak polecam całym sercem!
UsuńNie czytałam, bo rzadko czytam taki książki, ale skoro 10/10, to można spróbować. Zwłaszcza, że czas na lżejsze lektury ;)
OdpowiedzUsuńmelomol.blogspot.com
Jest lekka, a przy tym tak cudowna! I chyba to jest w niej najpiękniejsze :)
UsuńJuż od jakiegoś czasu poluję na "Maybe Someday" i jakoś upolować nie mogę. Jestem jednak dobrej myśli, w końcu ją przeczytam! Jest na mojej liście must read :D
OdpowiedzUsuńNiczymSzeherezada.blogspot.com