O Skandynawii. Świetle północy słyszałam już długo przed wydaniem i wiedziałam, że po premierze bezsprzecznie będę musiała ją nabyć. Udało mi się zdobyć ją jako swój gwiazdkowy prezent, z czego niezmiernie się cieszyłam, szczyciłam i chwaliłam poprzez wiele zdjęć wstawianych na blogu i profilu na Instagramie. W końcu przyszedł też czas na przeczytanie jej, a nie tylko podziwianie pięknej, klimatycznej okładki i obwolut.
Książka podzielona jest na dziesięć rozdziałów, z których każdy opowiada o innym państwie, czy krainie. Tę swoistą wycieczkę czytelnik zaczyna więc od Finlandii, poprzez Laponię, Gotlandię, a kończąc na Szetlandach - archipelagu wysp położonych na północ od Szkocji.
Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Zosi i Michała. Choć, czytając Światło północy miałam nieoparte wrażenie, że autor o wiele bardziej radzi sobie z piórem od autorki, to nie było to coś co raziło i wyraźnie przeszkadzało w czytaniu. Były to po prostu dwa różne style - prosty, obrazowy język łączył się tutaj z precyzyjnym, wręcz historycznym momentami, opisem miejsc. Ta książka jest bowiem relacją z podróży po Skandynawii i krajach nordyckich.
W tej dość cienkiej książce czytelnik znajdzie naprawdę wszystko. Zacznijmy więc od przedstawienia faktów i informacji o danym miejscu, przeczytajmy kilka legend z nim związanych, kilka opowieści o przygodach w podróży i biwakowaniu, humorystycznych opowieściach o ludziach, ale i naturze - o faunie i florze, o kulturze krajów północy, a wisienkę na torcie postawmy, oglądając naprawdę przepiękne i profesjonalnie zrobione zdjęcia miejsc - domów, krajobrazów i natury.
Jedyne co mi przeszkadzało to lekka chaotyczność w tych wszystkich opowieściach. Całość jest co prawda napisana w rozdziałach, aczkolwiek poza nimi odniosłam wrażenie, że wszystko w tej książce było dziełem przypadku. O ile ułożenie zdjęć rozumiem całkowicie, bo gdyby do każdego opisywanego miejsca dokleić fotografię, byłyby one rozmieszczone bardzo nieregularnie. O tyle, same opowieści ją po prostu "wrzucone" w rozdział. Jest to więc malutki minus, ale też coś, co dodaje lekturze nieco uroku i osobliwości, co jest dla mnie odpowiednikiem Skandynawii.
Miłym zaskoczeniem i zakończeniem, a raczej podsumowaniem, było posłowie siedmioletniej Marysi. Bardzo spodobało mi się, że i ona miała swój udział w książce, bo niewątpliwie ubarwiała te opowieści.
Całość jest dla mnie mistrzostwem opakowanym w cudną okładkę. Ta książka nie jest arcydziełem, ale łączy w sobie wszystkie te rzeczy, które uwielbiam w takiej literaturze. Informacje i humor, które połączone ze sobą sprawiają, że Skandynawia. Światło północy nie jest tylko książka opisującą Północ. Jest książką o ludziach i życiu w srogich warunkach, idealnie oddającą tajemniczość natury połączoną z serdecznością i pomysłowością ludów nordyckich, którzy, o dziwo, potrafią być naprawdę otwarci, mimo pogłosek o ich zdystansowaniu.
Moja ocena: 9/10
Zofia Miedzińska, Michał Miedziński, Skandynawia. Światło północy, Novae Res, Gdynia 2015, s. 290.
Ależ piękne zdjęcia! Co prawda niezbyt interesuję się Skandynawią, ale książka wydaje się być idealnym pomysłem na prezent! :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :)
OdpowiedzUsuń