poniedziałek, 23 listopada 2015

135. John Green - Papierowe miasta


Kupienie Papierowych miast było dosłownie impulsem. Takie: "O, Papierowe miasta, John Green, fajnie byłoby to przeczytać". Zamówiłam, odłożyłam na półkę, by czekały na swoją kolej. Gdy latem w kinach pojawił się film, obiecałam sobie, że nie obejrzę, dopóki nie przeczytam. Ale w końcu ciekawość wzięła górę i postanowiłam wspólnie z chłopakiem zabrać się za film. Byłam jednak zmęczona, szybko zasnęłam i szczerze, kompletnie nic nie pamiętałam. Po tym incydencie niemal od razu chwyciłam za książkę i przepadłam w Papierowych miastach, naprawdę.

- Uważasz, że jestem płytka?
- Właściwie tak. Ale ja też taki jestem. Każdy taki jest.

Krótko o samej książce, bo zapewne dobrze znacie tę opowieść. Bohaterem jest Quentin, Q, który od młodości po uszy zakochany jest w swojej sąsiadce - Margo Roth Spiegelman. Mimo łączącej ich przyjaźni w młodzieńczych latach, dziewczyna szybko izoluje się od chłopaka i wydaje się go nie zauważać, choć nadal pozostają w "poprawnych" stosunkach. Wszystko się zmienia po tym, jak Margo przychodzi do Quentina w środku nocy i wciąga go do swojego świata, po czym znika, pozornie bez śladu...

Ludzie tworzą miejsce, a miejsce tworzy ludzi.

Papierowe miasta to Green w pełnej krasie, w całej swojej "greenowości". Jest cudowny, choć do bólu dziwny. No bo który pisarz wymyśliłby krowę, który  środku nocy stoi na środku ulicy, jakby nigdy nic i prowadzi do wypadku? Który pisarz wymyśliłby tak śmieszne, ale zdziwaczałe dialogi i postacie, które ani trochę nie przypominają zachowaniem realnych ludzi w ich wieku?  Takie rzeczy mogą razić i zniechęcać czytelnika. Styl Greena jest bowiem bardzo specyficzny i jeśli od razu się go nie polubi, to nie ma złudzeń - nie zrobi się tego nigdy. Ja na szczęście należę do tej grupy osób, które za Greenem i jego książkami przepadają, choć czasem otwierają oczy szeroko i z niezrozumieniem kiwają głową podczas lektury.

Ludziom brakuje dobrych zwierciadeł. Ludziom tak trudno jest pokazać nam nasze odbicie, a nam z kolei z trudem przychodzi okazać im, co czujemy.

Trudno mi określić za co polubiłam Papierowe miasta. Do gustu nie przypadła mi ani postać Q, ani Margo, ani nawet innych epizodycznych i drugoplanowych bohaterów. Jedyne, co mi się spodobało, to prawda, gorzka prawda o świecie, społeczeństwie i relacjach międzyludzkich, jakie zostały tam przedstawione. Papierowe miasta i papierowi ludzie. Samo zakończenie historii, choć może nie było wspaniałe i satysfakcjonujące sprawiło, że książka nie skończyła jako przesłodzona powieść o miłości, a lektura o prawdziwym życiu.

Stąd nie możesz zobaczyć rdzy, ani popękanej farby, ale możesz stwierdzić, jakie to miejsce jest naprawdę. Jakie to wszystko jest sztuczne. [...] To papierowe miasto. Popatrz [...] na wszystkich tych papierowych ludzi wypalających swoją przyszłość, byle tylko siedzieć w cieple. [...] Każdy opętany jest manią posiadania przedmiotów. Cienkich jak papier i jak papier kruchych. [...] Ani razu nie spotkałam kogoś, komu zależałoby na czymkolwiek istotnym.

Nie polecę Papierowych miast wszystkim. Nie znajdziecie tutaj tego, co w innych książkach. Mało tego, nie znajdziecie tutaj tego, co znaleźliście w ekranizacji, jeśli obejrzeliście ją wcześniej, tak jak ja zamierzałam. Nie polecam ich także ze względu na bohaterów i akcję, która na dobre rozkręciła się może w ostatnich stu stronach.

Wszyscy jesteśmy popękani. Każde z nas zaczyna życie jako wodoszczelny okręt. Ale potem przydarzają się nam różne rzeczy [...] i okręt zaczyna miejscami pękać. No a kiedy okręt pęka, koniec staje się nieunikniony.


Ale polecam za prawdę. Za styl i kunszt. Za zabawność i tę dziwność, którą potrafi wykreować tylko Green. Tego nie znajdziecie nigdzie indziej, więc śmiało szukajcie tutaj.

Moja ocena: 9/10

John Green, Papierowe miasta, Bukowy Las, Wrocław 2013, s. 400.

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU

3 komentarze:

  1. Lubię twórczość Greena, więc na pewno sięgnę po "Papierowe miasta" - tym bardziej, że widziałam na stronie biblioteki miejskiej, że właśnie nabyli jeden egzemplarz. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka podobała mi się dużo bardziej niż "Gwiazd naszych wina"!

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie przeczytałam żadnej książki autora, wiem że to coś nieprawdopodobnego, ale jednak! Niemniej jednak mam w planach się z książkami zapoznać ;)

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję Wam za każdy zostawiony komentarz. Wskazówki czy rady, swoja własna opinia, a może kilka uwag? Wszystko jest do przyjęcia!