Kupienie Papierowych miast było dosłownie impulsem. Takie:
"O, Papierowe miasta, John Green, fajnie byłoby to przeczytać".
Zamówiłam, odłożyłam na półkę, by czekały na swoją kolej. Gdy latem w kinach
pojawił się film, obiecałam sobie, że nie obejrzę, dopóki nie przeczytam. Ale w
końcu ciekawość wzięła górę i postanowiłam wspólnie z chłopakiem zabrać się za
film. Byłam jednak zmęczona, szybko zasnęłam i szczerze, kompletnie nic nie
pamiętałam. Po tym incydencie niemal od razu chwyciłam za książkę i przepadłam
w Papierowych miastach, naprawdę.
- Uważasz, że jestem płytka?
- Właściwie tak. Ale ja też taki jestem. Każdy taki jest.
Krótko o samej książce, bo zapewne dobrze znacie tę
opowieść. Bohaterem jest Quentin, Q, który od młodości po uszy zakochany jest w
swojej sąsiadce - Margo Roth Spiegelman. Mimo łączącej ich przyjaźni w
młodzieńczych latach, dziewczyna szybko izoluje się od chłopaka i wydaje się go
nie zauważać, choć nadal pozostają w "poprawnych" stosunkach.
Wszystko się zmienia po tym, jak Margo przychodzi do Quentina w środku nocy i
wciąga go do swojego świata, po czym znika, pozornie bez śladu...
Ludzie tworzą miejsce, a miejsce tworzy ludzi.
Papierowe miasta to Green w pełnej krasie, w całej swojej
"greenowości". Jest cudowny, choć do bólu dziwny. No bo który pisarz
wymyśliłby krowę, który środku nocy stoi
na środku ulicy, jakby nigdy nic i prowadzi do wypadku? Który pisarz wymyśliłby
tak śmieszne, ale zdziwaczałe dialogi i postacie, które ani trochę nie
przypominają zachowaniem realnych ludzi w ich wieku? Takie rzeczy mogą razić i zniechęcać
czytelnika. Styl Greena jest bowiem bardzo specyficzny i jeśli od razu się go
nie polubi, to nie ma złudzeń - nie zrobi się tego nigdy. Ja na szczęście
należę do tej grupy osób, które za Greenem i jego książkami przepadają, choć
czasem otwierają oczy szeroko i z niezrozumieniem kiwają głową podczas lektury.
Ludziom brakuje dobrych zwierciadeł. Ludziom tak trudno jest pokazać nam nasze odbicie, a nam z kolei z trudem przychodzi okazać im, co czujemy.
Trudno mi określić za co polubiłam Papierowe miasta. Do
gustu nie przypadła mi ani postać Q, ani Margo, ani nawet innych epizodycznych
i drugoplanowych bohaterów. Jedyne, co mi się spodobało, to prawda, gorzka
prawda o świecie, społeczeństwie i relacjach międzyludzkich, jakie zostały tam
przedstawione. Papierowe miasta i papierowi ludzie. Samo zakończenie historii,
choć może nie było wspaniałe i satysfakcjonujące sprawiło, że książka nie
skończyła jako przesłodzona powieść o miłości, a lektura o prawdziwym życiu.
Stąd nie możesz zobaczyć rdzy, ani popękanej farby, ale możesz stwierdzić, jakie to miejsce jest naprawdę. Jakie to wszystko jest sztuczne. [...] To papierowe miasto. Popatrz [...] na wszystkich tych papierowych ludzi wypalających swoją przyszłość, byle tylko siedzieć w cieple. [...] Każdy opętany jest manią posiadania przedmiotów. Cienkich jak papier i jak papier kruchych. [...] Ani razu nie spotkałam kogoś, komu zależałoby na czymkolwiek istotnym.
Nie polecę Papierowych miast wszystkim. Nie znajdziecie
tutaj tego, co w innych książkach. Mało tego, nie znajdziecie tutaj tego, co
znaleźliście w ekranizacji, jeśli obejrzeliście ją wcześniej, tak jak ja
zamierzałam. Nie polecam ich także ze względu na bohaterów i akcję, która na
dobre rozkręciła się może w ostatnich stu stronach.
Wszyscy jesteśmy popękani. Każde z nas zaczyna życie jako wodoszczelny okręt. Ale potem przydarzają się nam różne rzeczy [...] i okręt zaczyna miejscami pękać. No a kiedy okręt pęka, koniec staje się nieunikniony.
Ale polecam za prawdę. Za styl i kunszt. Za zabawność i tę
dziwność, którą potrafi wykreować tylko Green. Tego nie znajdziecie nigdzie
indziej, więc śmiało szukajcie tutaj.
Moja ocena: 9/10
John Green, Papierowe miasta, Bukowy Las, Wrocław 2013, s. 400.
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU
Lubię twórczość Greena, więc na pewno sięgnę po "Papierowe miasta" - tym bardziej, że widziałam na stronie biblioteki miejskiej, że właśnie nabyli jeden egzemplarz. :)
OdpowiedzUsuńTa książka podobała mi się dużo bardziej niż "Gwiazd naszych wina"!
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Jeszcze nie przeczytałam żadnej książki autora, wiem że to coś nieprawdopodobnego, ale jednak! Niemniej jednak mam w planach się z książkami zapoznać ;)
OdpowiedzUsuń