czwartek, 7 grudnia 2017

187. HIM. O tym jak miłość splotła się ze śmiercią


Spełniłam swoje jedno marzenie. Zwykle ich nie mam, bo marzenia są dla mnie rzeczą neirealną, nie do spełnienia. Mam cele, do których dążę, ale marzenia? Nie śmiem ich mieć. Jednak jedno uroiło się w mojej głowie już bardzo dawno temu - koncert HIM. 8 marca, gdy udało mi się kupić dwa bilety na płytę, nadal nie wierzyłam, że już są, że to jest prawda. Nie docierało to do mnie, gdy listonosz przyniósł mi kopertę z logo klubu, gdy stałam pod Stodołą, mając przed sobą ok. 300 osób i słysząc próbę Finów oraz gdy stanęłam właściwie pod samą sceną, na której dumnie stał metalowy heartagram. Nie wierzyłam, gdy zespół wyszedł na scenę i chyba nadal do mnie nie dociera to teraz - dzień po koncercię, gdy piszę ten wpis, że moje ogromne, nierealne marzenie się spełniło.

HIM pokochałam miłością bezgraniczną już od usłyszenia pierwszych dźwięków The Funeral of Hearts. Teledysk mogę uznać natomiast za taką wisienkę na torcie, która idealnie wpasowuje się w moje klimaty. Jest to zdecydowanie moja ulubiona piosenka, którą zespół wykonuje na zakończenie koncertów, czyniąc z nich magię - nieważne jak ostatecznie wychodzą wokalnie i muzycznie. Możecie więc tylko wyobrazić sobie mój uśmiech od ucha do ucha, gdy zobaczyłam  jeden z pierwszych koncertów pożegnalnej trasy i usłyszałam jaki utwór wykonują na samych końcu. The Funeral of Hearts jest perfekcyjnym uwiecznieniem ich występów i choć wydawać by się mogło niemożliwym - pasuje jeszcze bardziej do tych ostatnich, pożegnalnych koncertów.

Przez ostatnie trzy lata studiów starałam się być na bieżąco z muzykami, ale otwierałam się na nowych wokalistów i nowe zespoły. I choć HIMa słuchałam rzadziej, nie dało się ukryć, że to oni zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Tworzyli coś szczególnego, a z tego, co opowiadał mi mój ś.p. kolega (który wspólnie z tatą z nimi kilka - kilkanaście lat temu pracował), byli naprawdę świetnymi ludźmi i paczką prawdziwych przyjaciół.

Traktowałam jako żart ogłoszenie przez nich, że to koniec. Rozpłakałam się pamiętnego wieczora, a zasnęłam przy dźwiękach mocnej gitary Linda, basu Miga, klawiszy Burtona, perkusji - jeszcze - Gasa i oczywiście wokalu Villego. Po jakimś czasie przyjęłam jednak tę informację do wiadomości i trzymając bilety na koncert ucieszyłam się. Uświadomiłam sobie bowiem, że wszystko, co dotychczas zrobili, było prawdziwe. Że nie chcą oszukiwać miliona fanów i tworzyć czegoś przeciętnego, co nie będzie wychodziło szczerze z ich serca i wolą zamknąć jedne drzwi w punkcie idealnym. Tak, w temacie miłości i śmierci powiedzieli już wszystko, co mogli.

To, co działo się na koncercie zachowam w pamięci do końca moich dni. Już teraz wiem, że żaden występ nie pobije tego w warszawskiej Stodole 28.11.2017 r. Nie mam z tamtego wieczora zbyt wielu zdjęć czy nagrań. Wiedziałam, że wszystko pojawi się jeszcze tego samego dnia w Internecie. Ja natomiast w całości wolałam się skupić na tym, co dochodziło ze sceny, pod którą stałam.

Zwykle cicha dziewczyna, wtedy otwarcie śpiewała wszystkie piosenki i z całego serca krzyczała z tłumem: "dziękujęmy!". A moment, gdy przy pierwszych dźwiękach When Love and Death Embrace, klaszcząc do rytmu nad głową, Ville spojrzał w moim kierunku, ukłonił się i powiedział "thank you" z tym jedynym w swoim rodzaju uśmiechem, będę miała przed oczami do końca życia.

6 komentarzy:

  1. moja fascynacja zespołem HIM skończyła się właśnie na albumie "Love metal", choc uważam że najlepszy ich album to "Deep Shadows and Brilliant Highlights". Późniejszych utworów nie znam. Ale wiem co czułaś na ich koncercie, bo ja przeżyłam to samo w dzień moich 25 urodzin podczas koncertu Iron Maiden w Ergo Arenie w Gdańsku. I choć ja nie stałam pod samą sceną, za drogie bilety, byłam szczęśliwa, że moje marzenie się spełniło :)
    A w lipcu zamierzam znów wybrać się na ich koncert, bo znów zawitają do Polski!
    zaczytanamona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Późniejsze utwory to już nie stary, dobry HIM - stanowczo jestem fanką tych starszych. Najnowszy i ostatni album "Tears on Tape" nie należy do moich ulubionych.
      Można uznać, że miałaś najlepsze urodziny i to jeszcze 25.! :D To życzę niezapomnianej przygody w lipcu! Pozdrawiam :>

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A warto poznać! Tworzą - a w sumie już tworzyli - wyjątkową, klimatyczną muzykę. Polecam :>

      Usuń
  3. Skąd ja to znam! Na koncert Odella stałam w kilkustopniowym mrozie od 8 rano, ale udało mi się mieć barierki. W dodatku były no moje urodziny, zdecydowanie najlepsze jak do tej pory :)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa poświęcenie! Ale ważne tu są wspomnienia - marznie się chwilę (lub troszkę dłużej w tym wypadku :p), ale czas spędzony pod samą sceną jest niezapomniany :) Pozdrawiam!

      Usuń

Serdecznie dziękuję Wam za każdy zostawiony komentarz. Wskazówki czy rady, swoja własna opinia, a może kilka uwag? Wszystko jest do przyjęcia!