13 powodów. 13 reasons why. Dla mnie - bardzo niepozorny tytuł, który jednak kryje w sobie tak wiele.
W życiu nie słyszałam o książce Jaya Ashera, nawet okładki
nie kojarzyłam. Jak pewnie wielu z Was, dowiedziałam się o tym, gdy Netflix
wyprodukował w tym roku serial i dosłownie wszędzie pojawiły się krótkie,
kilkusekundowe reklamy sponsorowane. Pomyślałam: "Ok, obejrzę, gdy tylko
skończę pisać licencjat", aż w kwietniu zamawiałam książki i przez
przypadek zauważyłam 13 powodów za dosłownie 20 zł. I tu kolejne zaskoczenie,
że w ogóle 13 powodów to też książka (notabene wydana już 10 lat temu), a nie tylko serial. No więc zamówiłam,
przeczytałam i przepadłam.
Dla tych, którzy może jeszcze nie wiedzą, przybliżę krótko o
czym w ogóle mowa. Głównym bohaterem jest Clay Jensen, który pewnego dnia
dostaje paczkę z 13 kasetami. Jak wkrótce się okazuje, nagrała je przed swoją
samobójczą śmiercią Hannah Baker, koleżanka ze szkoły. Każda z kaset poświęcona jest innej osobie.
Hannah wyjaśnia w nich, co sprawiło lub raczej kto sprawił, że postanowiła targnąć się na swoje życie.
13 powodów jest bardzo specyficzną lekturą. Nie chodzi mi tu
tylko o fakt, że każdy z nas wie, jak ta historia się skończy, choć właściwie
zaczęła się ona końcem. Raczej chodzi mi tutaj o styl pisania, który w sumie nie należy
do bardzo wybitnych i to, że czytelnik chce odkrywać dalej kolejne tajemnice,
kolejne powody i kolejne przewinienia tytułowych trzynastu bohaterów, mimo
faktu że akcja sama w sobie nie mknie w jakoś bardzo zastraszającym tempie.
Kolejne "rewelacje" jednak sprawiają, że od lektury nie można się
oderwać.
Po zakończeniu byłam wstrząśnięta i w ogóle nie mogłam
wkręcić się w inne książki, które później czytałam. Miałam jednak co do tej
pozycji mieszane uczucia. Poruszyła bardzo trudny temat, temat, który myślę
każdego z nas interesuje i ciekawi (choć trudno odnieść te słowa do tematyki samobójstwa). Jednak nie była to historia wysokich lotów. Sam pomysł na nią był
okej, ale wykonanie ogółu po prostu przeciętne.
Po powrocie z krótkich wakacji, podczas których skończyłam
czytać 13 powodów, od razu zabrałam się za serial (tak, licencjat odszedł na
drugi plan). Pamiętam, że pierwsze trzy, cztery odcinki były w porządku, choć nie porywały.
Zauważyłam, że scenariusz mocno odbiegał od książkowej historii, nie byłam
przekonania jednak, czy to dobry, czy zły zabieg. Teraz już wiem, że jak
najbardziej dobry. Później akcja się na tyle rozkręciła, pojawiło się tyle
nowych, innych wydarzeń i rewelacji, które dodawały, aniżeli ujmowały tej
historii. Z trzynastym odcinkiem (który nawiasem mówiąc obejrzałam trzy razy),
po prostu nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Wiem, że scenarzyści i
producenci zostawili sobie otwartą furtkę i naprawdę pragnę przenieść się już
do 2018 roku, by móc obejrzeć kolejny sezon.
Serial dla mnie pod wieloma względami jest znacznie
"lepszy", bardziej rzeczywisty i o wiele bardziej potrafi przekazać
naukę płynącą z tej historii niż książka. Doskonale obrazuje szkole życie,
które nie często jest łatwe i banalne oraz fakt, jak wydawać by się mogło błahe
sprawy mogą wpłynąć na nastolatka. Doskonale rozumiem powody Hannah i to, że
po prostu nie mogła sobie poradzić chociażby z takimi oszczerstwami. Wiele z nich było
uzasadnionych, poważnych i strasznych. Mówiąc więc o sprawach błahych, mówię o
tym, jak często można by twierdzić, że Hannah się o nie prosiła (moim zdaniem na
kasecie Claya). Nie osądzam jednak jej zachowania, bo sama pewnie postąpiłabym
podobnie.
Poza tym serial dobrze pokazuje też to, jak współcześni
ludzie uzależnieni są od social media i jaki mają one na nich wpływ, np. gdy
dwie uczennice robiły sobie selfie na szkolnym korytarzu ze zdjęciem Hannah i dodawały je na swoje
social media z hashtagiem "#neverforget".
Serial wzbudził sporo kontrowersji i wcale się temu nie
dziwię. Aż boję się pomyśleć o tym, gdyby nastała moda na "bycie jak
Hannah Baker", co jest zresztą bardzo realnym zjawiskiem. Z tego też
względu wydaje mi się, że jest on kierowany głównie raczej do rodziców,
nauczycieli, czy pedagogów, by zdjęli z oczu klapki i zobaczyli jak naprawdę
wygląda szkolne życie. Młodym odbiorcom powinien on natomiast pokazać fakt, ile
taki czyn niesie za sobą konsekwencji, ile osób skrzywdzą, których nie
chcieliby zranić.
Polecam z całego
serca książkę - kawał strasznej, ale w sumie dobrej historii oraz serial,
który wyzwoli z Was wszelkie emocje, wydusi łzy wzruszenia i krzyki sprzeciwu.
INFO: Nie traktujcie tego wpisu jako jakąkolwiek recenzję/opinię. Po prostu chciałam napisać coś od siebie o serialu i książce, które mnie bardzo poruszyły. Czego się w ogóle nie spodziewałam.
Witam w klubie! Ja też twierdze, że serial jest zdecydowanie lepszy od książki. Wciągnęłam się w go bez pamięci ;)
OdpowiedzUsuńJa tak samo! Niecierpliwie czekam na drugi sezon, a tymczasem po sesji czuję, że obejrzę pierwszy ponownie :D
Usuń