sobota, 13 stycznia 2018

192. W. Bruce Cameron - Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta


Instagram oszalał na punkcie Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta. Nie wierzę więc, by ktoś mógł przejść obok tej książki obojętnie, by ktoś w ogóle o niej nie słyszał. Zachęcona tak pozytywnym odzewem o niej, musiałam się przekonać, czy to kolejny boom pozytywnych opinii, który nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości, czy w tej książce faktycznie "coś" jest.

John nigdy nie spodziewał się, że tegoroczna zima odmieni jego życie o 180 stopni. Najpierw "przyjaciel" zrzuca mu na barki opiekę psa. Następnie okazuje się, że suczka ów jest w zaawansowanej ciąży i lada dzień może urodzić. John (który nigdy w życiu nie miał psa i nie ma zielonego pojęcia jak zająć się dorosłym zwierzęciem, a co dopiero gromadką szczeniaków) w panice udaje się więc do kliniki weterynaryjnej i robi wszystko, by zadbać o suczkę. Niestety szczeniaczki rodzą się martwe. Ale jeszcze tego samego wieczora w tajemniczych okolicznościach znajduje on w drewnianym pudle piątkę zmarzniętych, malutkich szczeniąt, które pragną mamy. Postanawia się nimi zaopiekować, nie mając pojęcia jak szczenięta wpłyną i zmienią jego życie.

Choć nie spodziewałam się tego, to z czasem, gdy zagłębiałam się w książkę, polubiłam Johna. Myślałam, że pozostanie on dla mnie neutralną postacią, ale nic z tego. Jego próby zespolenia rodziny i nawet te najdrobniejsze gesty, które wykonywał, by pokazać, co czuje, jego nieporadność, ale i iście w zaparte... Po prostu tym wszystkim John przypominał mi mnie samą.

Psiego najlepszego określiłabym mianem książki bezpiecznej. Zapytacie dlaczego? Ano dlatego, że to książka, na której nie można się zawieść. Nie, to nie jest wybitna lektura, którą będę chwalić pod niebiosa. Niesie ze sobą prawdy - nie wyszukane, ale aktualne - których sami trzymamy się w naszym życiu. A prócz tego jest lekka i przyjemna, w dodatku sprawia, że nie można się od niej oderwać. Uśmiejecie się, czytając ją. Będziecie płakać i irytować się na poczynania bohaterów, ale koniec końców pozostaniecie z pytaniem: co z pieskami?, bo przecież tak jak John będziecie chcieli dla ich jak najlepiej.

Jedyne, co faktycznie mi się w niej nie podobało to okładka. Nie jest wybitna, ale nie jest brzydka. Po prostu nie pasuje. Najpierw pojawiła się Lucy, która opisem nie przypominała psiaka z okładki. Każde ze szczeniaków nawet kolorem sierści go nie przypominało. Łudziłam się, że może pojawi się jakiś inny szczeniak, który będzie kluczowy w całej historii, ale nie. Więc co ona tam robi? Chętnie zapytałabym grafika i osobę, która tę okładkę zatwierdziła, bo zdecydowanie kłania jej  się znajomość podstawowych rzeczy z Psiego najlepszego.

Pozostaje pytanie, czy Psiego najlepszego to idealna książka na Święta? Czytałam ją w trakcie Bożego Narodzenia i kilka dni później, gdy jeszcze Święta jako tako "czułam", ale atmosfery świątecznej ani trochę mi ta lektura nie podkreśliła. Może to przez to, że akcja rozpoczynała się i w głównej mierze toczyła jesienią? A może dlatego, że sama Wigilia zajmowała w tej książce zaledwie pół rozdziału, a w dodatku była opisana tak powierzchownie... A może opisana akcja "Pieski na Święta", którą bohaterowie zachwalają pod niebiosa, ale której ja nie pochwalam? Zawsze bowiem byłam przeciwko podarowaniu zwierząt jako świąteczne (i jakiekolwiek inne) prezenty. Prócz tytułu więc z czystym sercem mogę powiedzieć, że ta książka nie ma w sobie nic ze świątecznej atmosfery.

Mimo wszystko jest ona ciepła, radosna, lekka i prawdziwa. Bardzo miło zakończyłam z nią ubiegły rok i nie żałuję, że ją przeczytałam. Nadal nie jestem faworytką świątecznych książek, a Psiego najlepszego tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nigdy nią nie będę, ale cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę. Jeśli lubicie tego typu lektury i jeszcze nie znacie tej, to koniecznie ją przeczytajcie. Jestem przekonana, że i tak bije ona o głowę wszystkie tanie "świąteczne" romanse.

6 komentarzy:

  1. John baaardzo mnie irytował swoją dziecinnością. I tak samo jak Ty, jestem przeciwniczką robienia ze zwierząt prezentów. A akcja książkowa jest jak dla mnie porażką. Pieski na świata? By w lutym wróciły do schroniska? Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie jest dziecinny, ale akurat mnie to nie irytowało. Nazwałabym ją nieporadnością, która w sumie do niego nawet pasowała. Był w tym uroczy :D
      No właśnie wspomniana akcja odepchnęła mnie od tej książki. Generalnie całość wyszła całkiem dobrze (jeśli nie patrzeć przez pryzmat tego, że to "tak świąteczna książka), ale zachwalanie takiej akcji? Mówię temu stanowcze "nie".

      Usuń
  2. Właśnie się zastanawiałam, czy ciągle mam ochotę na tę książkę (przyznam, że jej wszechobecność na Instagramie bardzo mi się przejadła), ale Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam, i to wielką! :D
    Zgadzam się również z moją Przedmówczynią, odnośnie "psich" prezentów na święta. Jestem technikiem weterynarii, na co dzień pracuję ze zwierzętami i wiem też, jak wyglądają realia schroniska dla zwierząt w okresie poświątecznym... Szkoda słów...

    Pozdrawiam :)
    czytelniaprzykwiatowej13.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również do szału doprowadzały kolejne zdjęcia z tą książką. Teraz za to, sporo po Świętach i po premierze, z chęcią bym zobaczyła jakąś fotografię z nią, ale na Instagramie cisza :D
      Dokładnie... Na Święta schroniska pustoszeją, a po kilku tygodniach pieski zostają znalezione przywiązane do drzewa, albo (w najlepszym z tych okropnych zachowań) podrzucone z powrotem pod bramy schroniska. Odrzuca mnie takie traktowanie zwierząt jak zabawki - po znudzenia odłożę i zapomnę. Dlatego mówię stanowcze "nie" takim akcjom. Nic złego zdecydować się na psa i zabrać go ze schroniska zimą, gdy w boksach marznie, ale to okropne traktować je jako prezent. Jeszcze najlepiej owinąć w papier i założyć kokardę... Brak mi słów na to.

      Usuń
  3. Dosłownie przed chwilą byłam u dziewczyny, która wystawiła również recenzję na temat tej książki :D ja na razie pasuje, za dużo o niej słyszałam i mi najzwyczajniej zbrzydła samym tym pisaniem o niej wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem całkowicie świadoma, że to nie jest książka, którą koniecznie trzeba w swoim życiu przeczytać także spokojnie, obejdziesz się bez niej, a na siłę nic nie warto czytać :)

      Usuń

Serdecznie dziękuję Wam za każdy zostawiony komentarz. Wskazówki czy rady, swoja własna opinia, a może kilka uwag? Wszystko jest do przyjęcia!