Lipiec był, cóż, kiepski. Choć przeczytałam fantastyczne książki, to jednak ich ilość była godna pożałowania. No ale w końcu to jakość się liczy. A jest co wspominać!
3 książki: trochę słabszą Madeleine i dwie perełki Johna Greena - Gwiazd naszych winę oraz 19 razy Katherine. Od pamiętnej Martwej strefy Kinga nigdy tak nie płakałam nad żadnymi książkami, jak właśnie nad tymi dwoma. Zdążyłam również pochłonąć połowę Złodziejki książek, na resztę przyjdzie czas w sierpniu.
Przeczytałam łącznie 883 strony, co dało mi ok. 28 dziennie. Słabiutko. Opublikowałam 4 recenzje, w tym jedną zbiorczą, ale planuję ich zrobić trochę więcej.
A tymczasem dziękuję Wam, że nadal jesteście ze mną, choć ostatnio za wiele się tutaj nie dzieje! Nie obiecuję poprawy, bo zwyczajnie nie jestem dobra w dotrzymywaniu obietnic, ale staram się pogodzić pracę, kilka problemów z obowiązkami wobec Was, a przede wszystkim z przyjemnością czytania. Miejmy nadzieję, że sierpień będzie lepszy.
"19 razy Katherine" wkrótce zacznę czytać:-)
OdpowiedzUsuńNie zwlekaj!
UsuńNie liczy się ilość! :) "Madeleine" mnie zachwyciła, "Gwiazd naszych wina" również :)
OdpowiedzUsuńWiem, nie ilość, a jakość... A przeczytane książki były przecież piękne!
Usuń