Pamiętam, że nigdy jakoś szczególnie nie ciągnęło mnie do
przeczytania Złodziejki książek. Nie żebym nie lubiła tego typu literatury.
Poniekąd opowiada o wojnie, a uwielbiam czytać o II wojnie światowej. Zawsze
jednak wybierałam coś innego, a tej pozycji nawet nie miałam w planach na
tegoroczne wakacje. A potem ją chwyciłam… I przepadłam.
1939 rok. Umiera brat tytułowej bohaterki – Liesel i to na
jego pogrzebie dziewczynka kradnie swoją pierwszą w życiu książkę. Następnie
poznaje swoich nowych rodziców i z przybranym ojcem poznaje litery, słowa i
uczy się czytać. Jednak ukradnie nie tylko Podręcznik Grabarza. W świecie,
który staje się coraz bardziej niebezpieczny, przyjdzie kolej na następne
książki. Nawet te zrobione własnoręcznie przez Żyda Maxa ukrywającego się w
piwnicy w domu dziewczynki…
Drobna uwaga. Na pewno umrzecie.
Wszyscy zachwalają Złodziejkę książek, świat oszalał wręcz
na jej punkcie podobnie jak na punkcie Gwiazd naszych wina Johna Greena. Ale
Złodziejka książek to zupełnie inna lektura, choć równie cudowna. Podchodziłam
do niej nieco sceptycznie, właściwie nie wiedziałam czego oczekiwać. Z początku
uważałam ją za nieco dziwną, choć była po prostu oryginalna. Jednak już wtedy
wiedziałam, że będzie to niezapomniana przygoda.
Tym razem narratorem jest nie kto inny, a śmierć. Już
umieszczenie w roli narratora właśnie śmierci jest według mnie mistrzowskim posunięciem
autora. Myślę, że Markus Zusak pokazał siebie od najlepszej strony. Pokazał co
potrafi, jak dobrze umie pisać i jakie oryginalne historie tworzyć. Wydawałoby
się, że do świata wojny nie można dodać już niczego nowego. Powstało mnóstwo
wzruszających opowieści o tych czasach i z tych czasów oraz naukowych opracowań, a tutaj proszę.
Mamy historię opowiadaną z zaświatów. Mamy nieświadomą dziewczynkę i jej przyjaciela
Rudego, przybranych rodziców i Żyda w ich piwnicy. I choć w tej książce nie ma
na każdym kroku przedstawianych wojennych obrazów, to jednak czytając ją, można
wyczuć strach, ból i cierpienie, niepewność przyszłości, ale także radość z
najmniejszych drobiazgów, jak chociażby nowa książka.
Zabił się, bo kochał życie.
Jednak nie Liesel jest w tej historii moją faworytką. Nawet
nie śmierć, która została przedstawiona w jakiś nieszczególnie przerażający
sposób. Właściwie można by ją uznać za człowieka. W Złodziejce książek
zakochałam się w przybranych rodzicach dziewczynki. Hans i Rosa byli wręcz
komiczni. Ich zachowanie przyprawiało o wybuch śmiechu, gdziekolwiek się tylko
pojawiali. Czuły, pozwalający na wszystko papa i sroga mama, której aż strach się
bać. Ale w tym wszystkim kryła się wielka miłość. I za to daję Zusakowi również
ogromnego plusa.
Co do całości miałam jednak jedno małe zastrzeżenie.
Osobiście bardzo nie pasowało mi, gdy narrator z wyprzedzeniem zdradzał przyszłe
wydarzenia. Przez to właściwie już na początku lektury znałam jej zakończenie.
Fakt, było to coś nowego, bo ta książka nie jest przewidywalna. Więc nie mylcie tego z przewidywalnością. Po prostu
czytelnik miał wyraźnie napisane, co się za chwilę wydarzy. A myślę, że bez
tego można by się było obyć.
Jak niemal każde nieszczęście historia zaczęła się szczęśliwie.
Złodziejka książek jest powieścią traktującą o strasznych
czasach, gdzie na każdym kroku czyha na człowieka śmierć. Pozostaje jednak
lekka i momentami bardzo humorystyczna. Prócz mojego jednego zastrzeżenia
właściwie nie mam do niej innych uwag. Jest wzruszająca i bardzo mądra. A sam
Markus Zusak zasługuje na ogromną pochwałę i dołącza do grona moich ulubionych
pisarzy.
Moja ocena: 9/10
Markus Zusak, Złodziejka książek (ang. The Book Thief), wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2005. s. 496.
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU (3,5 cm)
Złodziejkę chcę przeczytać już od dawna, ale na razie nie mam na nią nastroju. Ale mam nadzieję, że na jesienny wieczór okaże się idealna :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś sięgnę, bo dużo pozytywnych opinii o Złodziejce czytałam. Praktycznie każdy ją zachwala...
OdpowiedzUsuńKsiążkę chciałam mieć od zawsze. Jednak muszę przyznać, że nie miałam na nią pieniędzy. Mama zrobiła mi prezent. Nie dość, że dostałam właśnie TĘ książkę, to tak jak lubię najbardziej- stare wydanie w grubej oprawie. Myślałam, że po prostu umrę ze szczęścia! Powieść wciąż czeka na mojej półce, bo...boję się ją czytać. Tylko jeden raz, jest ten pierwszy raz z książką i nie chcę być już po nim, a jednocześnie nie mogę się doczekać,aż poznam tę historię. Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno, co Tobie!
OdpowiedzUsuńKiedyś przeczytam na pewno. Nie wiem tylko kiedy wpadnie mi ona w ręce...
OdpowiedzUsuńW te wakacje miałam w końcu po "Złodziejkę..." sięgnąć, ale teraz już nie wiem, czy starczy na to czasu. A szkoda, bo lekturę odkładam na później już od kilku lat...
OdpowiedzUsuńJa właśnie czytam:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Złodziejkę całym swoim sercem!
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco :)
OdpowiedzUsuńJuż wielokrotnie zaznawałam recenzji tej książki, ale i tak po nią nie sięgnęłam. Raczej najpierw obejrzę ekranizację, choć na pewno będzie słabsza.
OdpowiedzUsuńKsiążkę uwielbiam , jedna z lepszych z tego gatunku ,wkrótce recenzja i u mnie ;)
OdpowiedzUsuńKolejna pochlebna recenzja tej książki sprawia, że chcę ją przeczytać jeszcze bardziej! :)
OdpowiedzUsuń