Stephenie Meyer postanowiła zaskoczyć wszystkich. Na 10 lat
po wydaniu Zmierzchu dała czytelnikom Życie i śmierć,
które ostatecznie nie okazało się historią widzianą oczami Edwarda, ale czymś
zupełnie innym. Czy warto było wrócić do Forks?
Książkę zaczynamy dokładnie w tym samym miejscu, a
mianowicie w Phoenix. Zamiast Belli jednak na lotnisko zmierza Beau. Postanawia
zamieszkać w z ojcem Charliem w pochmurnym i deszczowym Forks, by dać mamie
nacieszyć się swoim nowym mężem. Nastolatek nie zdaje sobie jednak sprawy, jak
bardzo zmieni się jego życiu, gdy w tym małym miasteczku natknie się na Edythe
Cullen, której nie będzie potrafił się oprzeć.
Długo zastanawiałam się, czy Życie i śmierć w
ogóle przeczytać. Wierzcie mi, uwielbiam sagę Zmierzch i od czasów
gimnazjalnych, kiedy to miałam okazję ją poznać, aż do teraz, darzę ją ogromnym
sentymentem. Bałam się jednak, że to wydanie zakłóci moje postrzeganie samej
pani Meyer i tej historii.
Autorka postanowiła zamienić płci prawie wszystkich
bohaterów. Oszczędziła jedynie rodziców Belli, a teraz Beau i myślę, że akurat
to było dobrym zabiegiem z jej strony. O ile łatwo było zrozumieć, jaki
pierwowzór miał dany bohater, bo autorka wszystkim postaciom nadała bardzo
podobne imiona, które w dodatku zaczynały się na tę samą literę, to jednak
bardzo myliło mi sie rodzeństwo Cullenów i Hale. Przywykłam do Archiego i
Jessamine, ale już Eleanor jako zamienniczka Emmeta nie bardzo pasowała mi do
swojej roli. Polubiłam Carine (Carlisle), za to Ernest (Esme) nie pasował mi do
swojej roli kochającego i nie wychylającego się w decyzyjnych momentach ojca. Nie chcę pominąć też Jules (Jacoba), ale nie
ukrywam, że pojawiała się tylko epizodycznie, dlatego jej postać była mi
zwyczajnie obojętna.
Nie zapomnijmy jednak o głównych bohaterach. Polubiłam Beau. Nie był już tak irytujący jak
Bella, ale Meyer mimo wszystko go nie dopracowała, a wbiła po prostu w rolę
poprzedniczki. Nastolatek nie znał się na samochodach, był niezdarny (i właśnie
ta niezdarność była do bólu komiczna i nierealna), za to prał, sprzątał i
gotował. To wszystko jakoś nie do końca pasowało mi do typowego nastolatka, ale
o dziwo nie było tak sztuczne, jak początkowo się spodziewałam. Dlatego jestem
w szoku, że tak mi przypadł do gustu. Uwielbiam też Edythe, której roli chyba
najbardziej się obawiałam. Jako wampir została opisana naprawdę świetnie, a jej
niekończąca się miłość do Beau była o wiele bardziej naturalna i zrozumiała,
niż w Zmierzchu.
Jedyne co mnie odrzucało i jednocześnie śmieszyło to
określenie wampira płci żeńskiej jako "wampirki". Zdaję sobie jednak
sprawę, że to tylko i wyłącznie kwestia polskiego tłumaczenia, w dodatku
określenie to pojawiło się na szczęście tylko dwa lub trzy razy. A skoro
jesteśmy już przy polskim wydaniu, to jestem rozczarowana, że Życie i
śmierć można zakupić tylko i wyłącznie razem ze Zmierzchem.
Zapewne wielu z Was się to spodobało i uważa to za brawurowy pomysł, ja jednak
żałuję, że wydawnictwo nie zdecydowało
się na wydanie tej książki osobno.
Czytając Życie i śmierć powoli nie mogłam oprzeć
się wrażeniu, ta wersja chyba jednak bardziej podoba mi się od oryginału.
Miałam nawet cichą nadzieję, że pisarka skusi się i napisze trzy kolejne
części, jednak zakończenie nie pozostawiło mi złudzeń, że tak się jednak nie
stanie.
Chyba właśnie zakończenie jest tutaj głównym minusem
powieści. Stephenie Meyer miała naprawdę mnóstwo czasu na dopracowanie Życia i śmierci, dlatego nie mogę przeżyć jak wiele wydarzeń,
kluczowych i ważnych wydarzeń, upchnęła w kilkunastostronicowy epilog. Jakby jak
najszybciej chciała zakończyć tę historię, ale miała jeszcze tyle pomysłów, dlatego
wrzuciła wszystkie na raz w ostatni "rozdział" i pozostawiła
czytelnika z niesmakiem, niedosytem i mnóstwem pytań. Dosłownie wszystko w
epilogu zadziało się za szybko, przez co drastycznie zmieniło moją opinię o tej
książce.
Mimo tego, że jestem znacznie starsza niż target, do którego
kierowane jest Życie i śmierć, to jestem zadowolona, że
zdecydowałam się kupić tę powieść i
powrócić do Forks. Bohaterowie, choć w innym wydaniu, umilili mi kilka godzin,
w których pochłonęłam książkę i pozostawili z tym dziwnym uczuciem, ni to
zadowoleniem, ni to żalem, które czułam w środku po przeczytaniu książek z
serii Zmierzch.
★★★★★★★☆☆☆
Stephenie Meyer, Życie i śmierć, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2015, str. 417.
miałam, zaczełam czytać, tylko, że siostra ją sobie "pożyczyła". Jednak zamierzam ją dokończyć
OdpowiedzUsuńJak dla mnie - warto dokończyć. Miło powrócić myślami do czasów, gdy czytelnicy chwalili się, że w ogóle "Zmierzch" posiadają, a nie wyśmiewali "brokatowe wampiry", które stworzyła Meyer ;)
UsuńCzytałam jedynie "Zmierzch" i chyba dokończę serię i tą książkę też wpiszę na swoją listę książek do przeczytania.
OdpowiedzUsuńJa serię czytałam w czasach, gdy dopiero stawała się popularna. Pamiętam swoje wyczekiwanie na premierę kolejnych tomów w Polsce, leciałam wtedy biegiem do księgarni, kupowałam i od razu zaczynałam czytać. Gdybym jednak teraz czytała sagę "Zmierzch", pewnie bym się nieco rozczarowała... Dlatego mam nadzieję, że Tobie przypadną do gustu kolejne tomy :)
UsuńCzytałam zmierz daaawno dawno temu i na tym zakończyła się moja przygoda z tą autorką. Jeśli ktoś mi pożyczy tę pozycję to przeczytam, jednak pieniędzy w nią inwestować raczej nie będę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kochamy Książki
Generalnie sama wolałam też pożyczyć od kogoś lub wypożyczyć z biblioteki, bo nie chciałam wydawać okładkowych 45 zł (zwłaszcza, że stosunkowo połowa tej kwoty to książka, którą już posiadam od dawna). Zanim jednak książka trafiłaby do biblioteki w mojej mieście, o ile w ogóle by trafiła... Po namyśle stwierdziłam, że i tak zamówię ją na Arosie taniej, a na wyprzedażach w Auchan udało mi się ją zakupić za jeszcze niższą cenę :D
UsuńJa jestem tej książki niezwykle ciekawa. Będąc jeszcze szaloną - nastką cała saga była dla mnie fenomenalna, teraz z pewnością odebrałabym ją zupełnie inaczej, co nie zmienia faktu, że po ten tytuł i tak mam ochotę sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuń