Witajcie! Wy również nie możecie uwierzyć, że ten miesiąc tak szybko minął? Z jednej strony cieszę się - w końcu jesień, a to oznacza dla mnie niesamowitą, wręcz magiczną atmosferę, ale przede wszystkim, to, że wielkimi krokami zbliża się zima - moja ulubiona pora roku. Z drugiej jednak strony - jestem w klasie maturalnej. Uciekł (słowa ów nie użyłam przypadkiem) mi już jeden miesiąc, a to oznacza, że równie wielkimi krokami zbliża się matura. Ja z kolei mam wrażenie, że jak na razie, nie zrobiłam nic pożytecznego. Gdzie ślęczenie nad historią sztuki, korki z angielskiego, czy lekcje malarstwa?
Pod względem czytelniczym również niezbyt owocnie. Powrócił brak czasu. Wracając ze szkoły, sama nie wiem, za co mam się pierwsze zabrać, a gdy wybija 23, jestem zbyt zmęczona, by czytać i poddaję się, lecąc w objęcia Orfeusza.
Przeczytałam zaledwie cztery książki: Cierpienia młodego Wertera (tak, nawet ja zabrałam się za lektury szkolne), drugą część The Walking Dead, Córkę dymu i kości oraz Portret wielokrotny Witkacego. Tę ostatnią czytałam niezbyt dokładnie, mianowicie momentami przekartkowywałam kilka stron. Dowiedziałam się jednak mnóstwa ciekawych rzeczy o tym artyście, z czego jestem bardzo zadowolona.
Przeczytałam łącznie 1373 strony, co dało mi ok. 46 stron dziennie. Dodatkowo jestem już w połowie Eragona, także spodziewajcie się niebawem recenzji!
W następnym miesiącu postaram się dodawać znacznie więcej recenzji, przynajmniej dwie na tydzień. Takie moje małe postanowienie. A co do stosiku - na ten miesiąc nie mam żadnego. Mam kilka zaległości, które pragnę nadrobić. I choćby nie wiem co, NADROBIĘ. Sami się przekonacie! :)
A tymczasem idę czytać dalej - owinięta w koc, z kubkiem ciepłej herbaty i dźwiękami HIM, wydobywającymi się z głośników gdzieś w oddali. Czy może być piękniejsze zakończenie weekendu?