Tytuł oryginału: Housekeeping
Autor: Marilynne Robinson
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Ilość stron: 212
Niektóre książki są wyjątkowe pod kilkoma względami. Niosą w sobie prawdziwą, realną historię i zawierają ogromną ilość emocji, które wychodzą na jaw przy ich czytaniu. Z pewnością taką pozycją jest Dom nad jeziorem smutku.
Jestem pewna, że nigdy nie chwyciłabym za lekturę tej książki, gdyby nie nowo nawiązana współpraca. Książka jednak od samego początku, zanim jeszcze zaczęłam ją czytać, fascynowała i przyciągała. Gdy tylko listonosz zapukał do moich drzwi, nie czekałam, a od razu zabrałam się za lekturę.
Opowiada ona historię Ruth i jej siostry Lucille. Po tragicznej śmierci matki, dziewczynki trafiają na wychowanie do domu nad jeziorem w Fingerbone, do babci. Gdy ta umiera, opiekę nad dziećmi przejmują dwie siostry zmarłego dziadka. Ostatecznie jednak "władze rodzicielskie" trafiają do ciotki Sylvie - siostry zmarłej matki.
Książka ma dość intrygujący tytuł, który według mnie doskonale do niej pasuje (o wiele bardziej od oryginalnego Housekeeping). Tytułowe jezioro jest bowiem symbolem smutku, śmierci i straconych nadziei. To w nim zginął zarówno dziadek dziewczynek, jak i odebrała sobie życie ich matka. To również wokół niego dzieje się cała akcja. Bohaterki za młodu spędzają nad jego brzegiem, a zimą również na jego powierzchni, większość swojego wolnego czasu. Dla Ruth jednak jezioro staje się czymś więcej. To metafora wolności i nowego życia, którego smak może poznać dzięki dość dziwnej i ekscentrycznej ciotce.
Książka jest wręcz dogłębnie przesączona smutkiem oraz melancholią, a jedyną odskocznią od nich są komiczne postacie dwóch sióstr dziadka. Ich nieudolność i głupota naprawdę potrafią zabawić czytelnika. W gruncie rzeczy jednak historia młodych bohaterek pozostaje tragiczna. Od dzieciństwa spotykały się ze śmiercią, porzuceniem i myślę, że tęsknotą za prawdziwą rodziną i prawdziwym domem, którego tak naprawdę nigdy nie miały. Wniosek ten nasunął mi się po zakończeniu lektury, po tym jakie rozwiązanie zaserwowała autorka.
To dla mnie niesamowite, jak wciągająca może być książka, w której na pozór nic się nie dzieje. Opisy dzieciństwa i lat szkolnych z punktu widzenia Ruth nie są pełne zwrotów akcji i interesujących wydarzeń. A jednak, gdy zacznie się czytać Dom nad jeziorem smutku, nie można się od niego oderwać. W głównej mierze dzieje się tak za sprawą tego, jak dobrze zostały skonstruowane portrety bohaterek. Pani Robinson bowiem dość wnikliwie przedstawiła ich charakter i historię.
Kończąc, sądzę, że to książka dla dojrzałych czytelników. Nie jest natomiast wymagającą pozycją, choć pełna symboli i metafor, prowadzi czytelnika do wielu przemyśleń i zaskakujących wniosków. Należy również wspomnieć oraz pochwalić doskonały warsztat pisarski autorki. Dobór słownictwa i tego, z jaką lekkością zdania łączą się we wspólną, jednolitą całość, są jakby wisienką na torcie tej książki.
Moja ocena: 8/10
Książka otrzymana do recenzji od Wydawnictwa M:
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU (1,5 cm)
Tak, tak, mnie też zachwycił styla autorki. Też o niej pisałam i byłam nią zachwycona!
OdpowiedzUsuńA jest czym się zachwycać!
UsuńZastanawiałam się ostatnio nad tą książką, ale koniec końców nie zdecydowałam się na nią. Trochę żałuję - widzę, że mogłaby mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńZawsze możesz jeszcze zmienić zdanie i ją przeczytać :)
UsuńHmm..mogłabym się na nią skusić :)
OdpowiedzUsuńNie zwróciłam wcześniej uwagi na tę książkę. Bardzo chętnie ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, bardzo mi sie ona podoba i zachęciła mnie do przeczytania książki więc na pewno zaraz zapiszę sobie jej tytuł i przy najbliższej okazji po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie INNA
http://happy1forever.blogspot.com/